środa, 12 czerwca 2013

3.Never let me go


                                               Bright Eyes~First day of my life

~*~ Dortmund

Sezon reprezentacyjny dobiegał końca wraz z lipcem. Mats Hummels jednak nie miał wakacji. Nie przyznał się Cathy do tego, że tak naprawdę nie chciał nigdzie wyjeżdżać, aby brać dodatkowe treningi. Nie mógł pozwolić sobie na spadek formy. Wiedział ,że trener Klopp na niego liczy. Swojej narzeczonej powiedział że naderwał ścięgno i niestety musi zostać w Dortmundzie do końca lata.Ślub zdecydowali się zaplanować na przyszłe lato.Oboje bowiem uznali ,że niemożliwym jest urzadzić go w tym roku. Zmierzał właśnie w kierunku Signal Iduna Park ,gdzie miał się spotkać z Marco i Nurim. Był nieco zawiedziony ponieważ trener odwołał ich dzisiejsze spotkanie na którym miał przedstawić całej drużynie nieoficjalny plan gry w przyszłym sezonie. W ostaniej chwili wymigał się jednak jakąś ważną sprawą rodzinną. Mats był dosyć tym zdziwiony. Z tego co było wiadomo Jurgen Klopp rozwiódł się ze swoją żoną kilka dobrych lat temu i nie posiadał żadnych dzieci.
Przebrał się w swój strój treningowy i wyszedł na murawę boiska. Z daleka dostrzegł swoich kumpli, którzy podawali sobie piłkę śmiejąc się głośno. Przywitał się z nimi i po chwili zaczął się rozgrzewać. Przebiegł dwa okrążenia kiedy zauważył że jego koledzy najwyraźniej nie są zainteresowani treningiem. Gadali w najlepsze, szczegółowo coś omawiając. Podbiegł do nich poirytowany.
-Co z wami ? Mieliśmy ćwiczyć podania póki nie ma Kloppa. - zauważył zabierając piłkę Marco.
-Mats, wyluzuj. Cały sezon grałeś jak szalony. Został nam miesiąc wolnego. Nie wiem jak ty ale ja zamierzam go w pełni wykorzystać. - oznajmił spokojnie szturchając wymownie Nuriego. - No, dalej powiedz mu. - nakazał Reus. Mats widząc dziwne ogniki w oczach Marco zaczął załoważ, że w ogóle tu dzisiaj przyszedł. Zapewne znów będą mu opowiadać jakieś bzdury o Cathy. Nie miał pojęcia dlaczego jej tak dokuczali. Za każdym razem gdy przychodziła na mecz dosłownie wytykali ją palcami.
-Jeśli znów macie powiedzieć mi coś "straszego" o mojej narzeczonej. Powtarzam NARZECZONEJ, to możecie sobie odpuścić bo nie mam zamiaru tego słuchać. - oznajmił chwytając kurtkę z trawy.
-Czekaj, stary to nie o to chodzi. Po prostu dowiedziałem się wczoraj czegoś, całkiem przypadkiem oczywiście. - powiedział Sahin siadając na trybunach. Marco i Mats usiedli po jego obu stronach. - Pamiętasz naszego faceta od PR-u ? - zwrócił się do Hummelsa. On w odpowiedzi pokiwał głową rozluźniając się trochę. Marco uśmiechnął się przebiegle. - Cóż... on już u nas nie pracuję. - dokończył, pochylając się aby zawiązać but. - Podobno przyłapali go na szmuglowaniu kokainy dla juniorów. Rauball chcę wyciszyć sprawę aby media się o tym nie dowiedziały. - Nuri zaśmiał się pogardliwie patrząc wymownie na Reusa.
-Wiesz kogo zatrudniają na jego miejsce ? - spytał zaciekawiony Hummels.
-Chyba kogoś z polecenia Jurgena. Jakiegoś jego kumpla czy coś w tym stylu. - odpowiedział Marco. - Mi tu od początku coś śmierdziało. Niby taki miły był i w ogóle, a gdy poprosiłem o zrobienie trzech kopii mojego kontraktu to mnie wygonił z biura. - oznajmił marszcząc czoło.
-Drużyna o tym wie ? - zapytał Mats, nie spuszczając wzroku z Sahina. - Oczywiście że nie ! Gdyby trener się dowiedział, że podsłuchałem jego rozmowę z prezesem chyba by mnie zabił. - odpowiedział spanikowany – I wy też musicie udawać, że o niczym nie macie pojęcia. Rozumiemy się ? - chciał się upewnić.
-Ja nie wygadam. - zapewnił obrońca Borussi.
-Buzia na kłódkę. - obiecał Reus.


Marco Reus jak na dobrego kolegę przystało, postanowił odprowadzić swojego kumpla. Mats wiedział że Marco bardzo go lubi, on zresztą też czuł się dobrze w jego towarzystwie. Czasami za dużo gadał ale poza tym był bez zarzutu. Wiedział, że Marco bardzo się nudzi ponieważ Mario wyjechał na Ibizę. Jako że sam nie miał żadnych planów, zaprosił go do siebie. W drodze do mieszkania Mats'a zdążyli rozdać kilka autografów podekscytowanym dzieciakom. Lubił to uczucie kiedy dzieci patrzyły na niego jak na bohatera. Utwierdzało go to w przekonaniu że to co robi, nie robi wyłącznie dla siebie.
Weszli do jego mieszkania. Gdy tylko Marco przekroczył próg z ust wyrwało mu się kilka niecenzuralnych słów.
-Stary, powiedz mi, kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś ? - spytał patrząc wymownie na bałagan. - Wiem że nie lubisz sprzątać ale od kiedy używasz tamponów ? - wziął do ręki paczkę po czym rzucił ją w kąt dostrzegając karcące spojrzenie Mats'a. - Hahaha, bardzo zabawne Reus. To Cathy. Połowa rzeczy, które tu widzisz jest jej. Nie mówiłem wam, że się do mnie wprowadziła ? - zmarszczył brwi jednocześnie próbując ogarnąć szybko pokój. Marco udał że się krztusi starając się opanować nagły napad śmiechu.
-Powiem ci jedno, idealną panią domu to ona nie będzie. - stwierdził sadowiąc się na fotelu. - Wybacz, ale nie chcę mi się gadać o tej twojej lasce. Ostrzegaliśmy cię przed nią ale nie posłuchałeś więc to twój problem. - oznajmił ziewając przeciągle. Mats usiadł obok niego podając mu kufel piwa.Postanowił udawać że nie słyszał tego wszystkiego. - Zaraz zacznię się mecz, robimy zakłady ? - spytał patrząc wymownie na Marco. Wiedział że jego kumpel ma słabość do wszelkich gier . Reus bez zastanowienia pokiwał głową.
-Ja na Barcelonę. - oznajmił Marco.
-To ja na Real. - odpowiedział obrońca. Rozsiadł się wygodnie, postanawiąc cieszyć się ostatnimi wolnymi chwilami urlopu.


~*~ Berlin-Schönefeld

Pasażerowie lotu numer L435 do Dortmundu są proszeni o niezwłoczne zgłoszenie się do odprawy. Odprawa odbywa się przy wyjściu B12. Dziękuję. - powiedział głos spikerki. Astrid siedziała właśnie na wygodnym fotelu w poczekalni. Usłyszawszy komunikat włożyła swój tablet do torebki i wyjęła telefon. Zerknęła na wyświetlacz. Żadnych nowych wiadomości. Westchnęła zmartwiona. Dieter miał przyjechać na lotnisko aby się z nią pożegnać, a nie odbiera telefonu. Nie mogła przecież wyjechać bez pożegnania. Zawiedziona powlokła się w stronę wejścia B12.
To co działo się w jej głowie zaskoczyło ją samą. Wcale nie czuła smutku czy żalu z powodu wyprowadzki. Spodziewała się potoku łez przy pożegnaniu z matką jednak nic takiego nie nastąpiło.Podczas gdy Astrid przeciskała się przez tłumy spieszących się ludzi w jej kieszeni zawibrował telefon. Wyciągnęła go po czym z uśmiechem na ustach odebrała połączenie.
-Przysięgam, zabiję cię kiedyś Goldbrunner. - krzyknęła do słuchawki. W odpowiedzi usłyszała krótkie, wymowne westchnięcie.
-Spokojnie, wiem że miałem się z tobą pożegnać ale wypadło mi coś nagłego. Przepraszam cię skarbie. - powiedział ze skruchą. Astrid przestąpiła z nogi na nogę. Czuła się ogromnie rozczarowana. Jeszcze nigdy Dieter jej nie wystawił.
-Skoro tak mówisz. - szepnęła. Jeśli tak miał wyglądać jej ostatni dzień w Berlinie to był on do kitu. Najpierw matka nie miała nawet odwagi odwieźć jej na lotnisko, stwierdziła że nie chcę płakać przy pożegnaniu. Astrid wierzyła jej, choć w głębi serca wiedziała że to nie to jest powodem. Przez ostatni miesiąc zachowanie jej matki bardzo się zmieniło. Z przebojowej, pełnej enegii czterdziestolatki, stała się zamyśloną i smutną kobietą, która straciła najważniejszą osobę w swoim życiu. Zapewne poniekąd tak było. Astrid była jej całym światem. Matka zawsze była na jej każde skinienie. Teraz wszystko dla niej stanęło na głowie.
Rozłączyła się szybko aby przyjaciel nie wyczuł niczego niepokojącego w jej głosie. Zarzuciła sobie torebkę na ramię i pomaszerowała do odprawy, kiedy poczuła że ktoś łapię ją w talii.
-Co jest ? - wykrzyknęła oburzona i gdy już miała wymierzyć owej osobie siarczysty policzek, rozpoznała głos, który śmiał się z niej głośno.
-Głupolu, naprawdę myślałaś, że puszczę cię gdziekolwiek bez pożegnania. ? - spytał obracając ją ku dziewczynę ku sobie. Objął ją w pasie.
-Może przez chwileczkę... - odpowiedziała śmiejąc się z własnej głupoty. Jak mogła zwątpić w Dieter'a ? Osobę którą oprócz matki darzyła największym zaufaniem. Osobę, która zawsze była wobec niej szczera i lojalna. - Będę za tobą okropnie tęsknić Dieter, nie wiem czy będę mogła przyjeżdżać do Berlina tak często jakbym tego chciała. - przyznała się.
-Nie martw się na zapas. Ja będę cię odwiedzał. Zawsze zostaję nam też skype. Poradzimy sobie jakoś. - zapewnił biorąc od walizkę i poprowadził ją do wyjścia.
-Mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmiła – Mógłbyś mieć oko na moją mamę. Ostatnio zrobiła się jakaś dziwna. Odkąd wróciłyśmy z Monako chodzi zamyślona, nieobecna. Mówi że to przez stres w pracy ale ja jej nie wierzę. - powiedziałam.
-Okej, możesz na mnie liczyć. - odrzekł składając na jej policzku pocałunek. - Nie obraź się skrzacie ale nie sądzisz że trochę przesadzasz ? - spytał bawiąc się włosami Astrid. Ta w odpowiedzi przechyliła głowę nie wiedząc o co mu chodzi. - Myślę że ty sama boisz się tej przeprowadzki. Przez to myślisz że twoja matka ma do tego taki sam stosunek. - powiedział oddajac mi walizkę. - Nie myśl za dużo...- odrzekł - Twoje wejście. - wskazał głową. - Idź, bo się spóźnisz. - zaśmiał się mierzwiąc swoje blond loki. Astrid podała kobiecie przy bramce swoją kartę pokładową po czym weszła do tunelu zostawiając za sobą swoje dawne życie.

czwartek, 6 czerwca 2013

2. Beggining of memorable end

                                                          Olivia Broadfield~Gone

~*~ Berlin ,tydzień później

W ogromnej półkolistej auli zabrzmiał hymn uniwersytetu. Stała pośród setek absolwentów swojego wydziału, ubrana w granatową togę i biret. Zabawne uczucie kiedy wszyscy na ciebie patrzą , oczekując niewiadomo czego - pomyślała. Wszysycy "najważniejsi" studenci znajdowali się w centrum, dokładnie przed widownią i za dziekanem, który miał wygłosić mowę końcową. Pozostali musieli się zadowolić miejscami na specjalnych balkonach z których bez wątpienia mieli najlepszy widok. Astrid mogła iść o zakład ,że dzisiaj wieczorem na instagaramie będzie można obejrzeć zabawne fotki ich byłych wykładowców. Czuła się nieco dziwacznie stojąc pomiędzy kompletnie obcymi ludzmi, których obecności nie zarejestrowała przez 5 lat jej nauki tutaj. Zadarła głowę do góry i ujrzawszy swojego najlepszego kumpla Dieter'a niedbale opierającego się o balkonową barierkę puściła mu perskie oko. Jeśli miałaby podzielić się z kimś jednym, najwspanialszym wspomnieniem dotyczącym college'u byłoby to na 100% związane z Dieter'em. Tylko on jeden potrafił wyśmiać coś, co ona uważałam za przerażające, postraszyć kogo było trzeba w jej obronie i opuszczać razem z nią przenudne wykłady. Przewróciła oczami kiedy wysłał jej buziaka. Nie chciała się rozkleić. Nie przed wszystkimi. Zacisnęła pięści i skupiła wzrok na tym co miała przed sobą. Setki podnieconych rodziców wymachiwujących niebezpiecznie aparatami i kamerami w ich stronę. O Boże, uratuj nas – pomyślała dostrzegając w tłumie swoich rodziców. Dosyć zabawny widok, musiała przyznać. Siedzą dokładnie koło siebie. Mama oscentacyjne odwróciła głowe w lewo aby nie patrzeć na swojego byłego męża, który ubrany w, podejrzewała garnitur od Armianiego, bawił się telefonem. Zachowują się jak dzieci. Nie mogą chociaż na moment, dla niej, skończyć tych gierek. Prychnęła starając się przybrać obojętną minę.
Hymn ucichł i na podest wystąpił dziekan. Widać było, że już nawet przestał przygotowywać jakiekolwiek przemówienia. Uchodził za uosobienie lenistwa i obiekt żartów wielu studentów. Gadał coś o przyszłości, możliwościach jakie każdy z nas ma przed sobą i innych mało istotnych sprawach. Myślała że zaraz zaśnie. Patrzyła na plecy dziekana, kiedy zaczęło dziwnie szumieć jej w głowie. Zrobiło jej się gorąco i gdy już miała upadać, chłopak stojący obok chwycił pod ramię.
- Dobrze się czujesz ? Może kogoś zawołam ? - spytał półszeptem obejmując Astrid mocniej w talii. - Nie wszystko okej. To z emocji. - uśmiechnęła się słabo. - Zaraz i tak muszę wygłosić mowe pożegnalną. - oznajmiła oddychając głęboko. Rozejrzała się dookoła. Chyba nikt inny nie zauważył jej chwili słabości. Wyswobodziła się z objęć chłopaka chcąc ochłonąć.
- Szanowni Państwo ,a teraz przedstawicielka tegorocznych absolwentów, laureatka nagrody dla najlepszego studenta, Astrid Engelhardt wygłosi mowę pożegnalną. Przywitajmy ją brawami. - po tych słowach las rąk zaczął klaskać dodając Astrid odwagi. Wyszła przed szereg podwijając odrobinę za długą togę. Poprawiła mikrofon, wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić wyuczoną wcześniej formułke. Czuła się nieswojo gdy wokół niej panowała idealna cisza. Nie przywykła do tego. Opowiadała o totalnych bzdurach. Co roku ten sam schemat, który nie porywał tłumów jak chcieliby niektórzy. Zwykłe lanie wody, które miało zapewnić pożywkę rodzicom i bliskim, oraz wypełnić czas pomiędzy rozdawaniem dyplomów ,a resztą uroczystości. Skończywszy, wróciła do grupy. Kątem oka zobaczyła ojca z kamerą. Świetnie – pomyślała. On to wszystko nakręcił. Po całej szopce z rozdawaniem nagród specjalnych, odnalazła Dietera. Ustawili się w kolejce obok siebie, tak aby mogli swobodnie porozmawiać.
-Niezłą mowę walnęłaś, skrzacie - oznajmił powstrzymując śmiech.
-Odwal się ! - walnęła go w ramię pokazując język. - I tak za tydzień nikt nie będzie już o tym pamiętał. - powiedziała lekceważąco poprawiając biret.
-Nie jestem pewien czy dasz radę przekonać o tym swojego ojca. Nawet przez chwilę nie wypuścił z rąk kamery... no chyba że tylko po to aby zmienić ją na aparat. - stwierdził rozbawiony. - Powinnaś mnie z nim poznać. - zaproponował udając poważnego.
- Życie ci niemiłe. - rzekła posuwając się do przodu. - Ale jeśli chcesz to mogę ci załatwić jego autograf. - zaśmiała się głośno. - Będziesz go mógł sprzedać na ebayu. - dodała po chwili. Wywołali właśnie jej imię, więc opuściwszy na moment swojego kompana, poszła odebrać świadectwo ukończenia szkoły wyższej. Podała dłoń dziekanowi i zapozowała do pamiątkowego zdjęcia. Kiedy wracała, Dieter już pędził aby odebrać swój certyfikat. Niby "niechcący" podstawiła mu nogę.Wprawdzie potknął się, lecz zaraz potem z gracją godną zawodowego aktora, złapał równowagę i pomachał Astrid z zawadiackim uśmiechem. Westchnęła pokonana.
Po tym jak wszyscy dostali już swoje dyplomy, każdy odbierał gratulacje od swoich bliskich. Astrid wysiliła się na uśmiech i powlokła się do miejsca gdzie czekali na nią jej rodzice. Przystanęła obok nich i czekała na jakąkolwiek reakcje z ich strony. Oboje patrzyli się na nią jak na wariatkę. Założyła ręce na biodrach.
-Wow, spokojnie, nie pozabijajcie się tylko. - powiedziała sarkastycznie. Widząc ich zagubione miny dodała. - Możemy już jechać do tej restauracji o której mówiliście rano. - zaproponowała nie chcąc zostawać tu ani chwili dłużej.
-Tak chyba będzie najlepiej. Chodźmy, zaparkowałem niedaleko. - powiedział Jurgen proponując byłej żonie ramie. Ta przyjęła je z nieukrywaną rezerwą. Astrid odszukała wzrokiem Dieter'a i niewerbalnie pokazała mu, że zadzwoni do niego później. Udała się za rodzicami, co rusz pozdrawiając znajomych z roku. Niektórzy życzyli jej wszystkiego najlepszego ,a niektórzy nie mówili nic, po prostu się uśmiechali.
W samochodzie usiadła obok ojca ,który prowadził. Chciała oszczędzić matce trudu rozmowy z byłym mężem. Czasami zastanawiała się jak dwoje tak różnych ludzi, mogło kiedyś być razem i zdecydować się na dziecko. Oboje mieli po 21 lat kiedy przyszła na świat i oboje równie mocno zapewniali ją, że była wyczekiwanym dzieckiem. Jednak dzisiaj po 25 latach nie nosi nawet nazwiska ojca. Mama postanowiła dać jej swoje.
Wizyta w restauracji wbrew pozorom, nie należała do najgorszych. Zjedli obiad. Nawet trochę porozmawiali. Pod koniec wieczoru omówili we troje kwestie przeprowadzki Astrid do Dortmundu ,a ojciec wytłumaczył jej na czym będzie polegać praca tam. Otóż będzie menadżerem ds marketingu i reklamy. Jurgen powiedział także, że dostanie swoje służbowę mieszkanie i samochód. Nie wie dlaczego, ale czuła się jakby była przekupywana.
Ojciec nie mógł zostać dłużej, jako że już jutro miał jakąś impezę z okazji zakończenia sezonu klubowego. Astrid z mamą także nie miały zbyt dużo czasu, jako że musiały przygotować się do wyjazdu na wakacje.
Odprowadziła ojca na parking i obserwowała jak pakuję swoje rzeczy do bagażnika. Nagle zrobiło się jej strasznie przykro że wyjeżdża. Odgarnęła włosy z twarzy. Ojciec szukał czegoś w aucie.
-Dziękuję że byłeś ze mną dzisiaj tato. - wypaliła szybko, czując łzy zbierające się się pod powiekami. Jurgen wychylił głowę z samochodu, po chwili zdjął okulary i objął mocno córkę.
-Kocham cię Astrid, zobaczymy się niedługo. - wyznał i nie patrząc w oczy Astrid pocałował ją szybko w czoło, po czym wsiadł do auta i odjechał.
Ona za to rozpłakała się na dobre, powoli osuwając się po ścianie. Siedziała tam jeszcze przez chwilę czując wielką chęć aby krzyknąć. Nie zrobiła jednak tego. Uspokoiła się i jakby nigdy nic udała się do mieszkania.

sobota, 1 czerwca 2013

1. Sometimes changes are the best option


                                                            U2 ~ With or Without You


~*~ Berlin

Był majowy weekend. Maj to mój ulubiony miesiąc ,no może oprócz lipca kiedy mam urodziny. Biegłam właśnie po berlińskim parku w moich nowiusieńkich rebookach. Był to jeden z wielu prezentów podarowanych mi przez moją matkę w ramach nagrody na zakończenie mojej nauki.
Poranny jogging był naszym co sobotnim rytuałem. Mama bardzo dbała o to aby sport był zawsze obecny w naszym życiu. Pamiętam ,że kiedy byłam mała często zabierała mnie na mecze taty. Oczywiście to było zanim wzięli rozwód i nasza rodzina całkowicie się rozpadła, czyniąc mnie jedynym członkiem który ją jeszcze trzyma. Właściwie to przyzwyczaiłam się już do takiego stylu życia. 70% roku spędzam w Berlinie z mamą , a 30 % z ojcem w Dortmundzie.
Przyspieszyłam trochę aby dogonić moją mamę, która jak zwykle mnie wyprzedziła. Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Była osobą , której ufałam najbardziej na świecie ,a za kilka godzin będę zmuszona ją bardzo mocno zranić. Mój ojciec – Jurgen Klopp zadzwonił do mnie kilka dni temu proponując mi pracę w swoim sztabie trenerskim w Dortmundzie. Oznaczało to przeprowadzkę i zupełnie nowy początek, którego właśnie w tym momencie najbardziej potrzebowałam. Liczyłam na to ,że mama zrozumie moją decyzję i nie potraktuję jej jako zdrady. Mieszkałam z nią przez całe życie , musiała się spodziewać ,że ten moment kiedyś nadejdzie. Prędzej czy później.
-Zwolnij trochę , nie nadążam ! - krzyknęłam do niej uśmiechając się. Obróciła głowę w moją stronę i natychmiast przystanęła czekając na mnie. Dobiegłam do niej ciężko dysząc, teatralnie złapałam się za serce. - Przysięgam kiedyś mnie zabijesz tym bieganiem. To niehumanitarne pozwalać własnemu dziecku na taki wysiłek. - dałam jej lekkiego kuksańca.
-Już nie przesadzaj , od 5 lat nie robimy w soboty nic innego. - przewróciła oczami spoglądając na mnie z pobłażaniem. W tym samym czasie zakręciło mi się w głowie i bezwładnie osunęłam się na ławkę, łapiąc się za głowę. - Wszystko dobrze ? - spytałam zaniepokojona siadając obok mnie. - Tak już okej , po prostu trochę mi słabo. To pewnie od tego słońca. Straszny dziś upał. - oznajmiłam nie tracąc dobrego humoru. - Posiedźmy trochę i odpocznijmy. - zaproponowała ,a ja chętnie przystałam na jej propozycję. Odchyliłam głowę do tyłu i postanowiłam porozmawiać z nią o rozmowie z ojcem. Wiedziałam że kiedy wrócimy do domu nie będzie na to czasu.
-Wiesz... - zaczęłam niepewnie. -... w środę dzwonił do mnie ojciec. - oznajmiłam obserwując reakcje mamy. Ściągnęła brwi i nie powiedziawszy słowa pozwoliła mi mówić. - Pytał czy może przyjechać na zakończenie roku w przyszłym tygodniu. - mama niespokojnie poruszyła się na ławce.- Przecież wie że może. - powiedziała chłodno. - Jest twoim ojcem i ma do tego prawo. - widząc moją niepewną minę dodała – Nie bój się Astrid , nie zjem go. Obiecuję. - zaśmiała się trochę nerwowo. Jak dla mnie zbyt nerwowo. Przysunęłam się do niej bliżej. - Powiedziałam mu dokładnie to samo. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Jest jeszcze jedno... tata zaoferował mi przeprowadzkę do Dortmundu i stałą pracę w jego sztabie szkoleniowym. - oznajmiłam cicho czekając na jej reakcje. Cisza trwała tak długo, że myślałam że mama po prostu nie usłyszała co właściwie do niej powiedziałam. - Myślałam że przyjmiesz propozycje Bayernu. - rzekła nie patrząc na mnie. Westchnęłam podciągając kolana pod brodę. - Też tak na początku myślałam. Dostałam od nich negatywną odpowiedź jakieś dwa tygodnie temu. Nie chciałam ci mówić żebyś się nie przejmowała. - przerwałam na chwilę obserwując ją. - Powiedzieli że bardzo by chcieli nawiązać ze mną współpracę lecz nie są w stanie biorąc pod uwagę że moim ojcem jest Jurgen Klopp. - prychnęłam lekceważąco. - Zakładam że podjęłaś już decyzje. - oznajmiła, niespodziewanie obejmując mnie. - Chcę tam pojechać mamo. Muszę się sprawdzić. W końcu nie bez przyczyny kończy się studia z wyróżnieniem dla najlepszego studenta. - uśmiechnęłam się z udawaną wyższością. - Muszę zdobyć trochę doświadczenia. To logiczne. - mama potwierdziła tą uwagę nieznacznym skinieniem głowy. - Może masz racje. Taki wyjazd powinien ci dobrze zrobić. Poznasz nowych ludzi , rozwiniesz się. - zaczęła wyliczać. Założyła mi kosmyk włosów za ucho aby mnie lepiej widzieć. – obiecaj mi tylko , że gdy tylko Jurgen zacznię sprawiać jakieś problemy powiesz mi o tym. - powiedziała stanowczo. - Oczywiście że tak. Poza tym sezon zaczyna się dopiero we wrześniu. Zdażymy wykorzystać jeszcze mój prezent. Bilety do Monte Carlo nie mogą się zmarnować. - puściłam jej perskie oko. Wstałam i pociągnęłam mamę ze sobą. Wzięłam ją pod rękę i razem ruszyłyśmy w kierunku domu. Widziałam w jej oczach lekkie rozczarowanie ale również wiedziałam że mama pogodziła się już z moją decyzją. To była jej największa zaleta – szybkie przyswajanie decyzji niezależnych od niej.

~*~ Dortmund

Mats Hummels uważał się za cholernego szczęściarza. Wszystko układało się dokładnie tak jak sobie to wymarzył. Dobry sezon w klubie , niesamowite występy w Lidze Mistrzów oraz oczywiście jego związek z Cathy. Nie potrzebował niczego więcej. Popatrzył nerwowo na zegarek. Jego dziewczyna zaraz powinna się zjawić. Czekał na nią w najlepszej restauracji, ubrany w swój najlepszy garnitur. Rano stwierdził że okazja wymaga odpowiedniego stroju. Był z siebie bardzo dumny. Przygotował wszystko tak aby Cathy nie miała o niczym pojęcia. Czuł się lekko poddenerwowany ale również bardzo szczęśliwy. Obejrzał się za siebie czując że ktoś mu się przygląda. Nie mylił się. Z drugiego końca sali tasowała go wzrokiem grupka kobiet. Pewnie go rozpoznały. Westchnął znużony.Popularność należała zdecydowanie do wad bycia profesjonalnym piłkarzem.  Po chwili na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Stojąc przy wejściu machała do niego Cathy. Podszedł do niej, po czym złożył na jej ustach długi pocałunek. Usiedli razem przy stoliku.
Po pysznej kolacji był czas aby wreszcie zapytać o to, o co chciał zapytać od samego początku wieczoru.
Mats zapłacił za kolacje i oboje z Cathy wyszli z restauracji aby pospacerować po ciemnych już ulicach miasta. Szli rozmawiając i śmiejąc się głośno.
Po chwili wyjął z kieszeni marynarki satynowe pudełeczko i przystanął obserwując swoją dziewczynę.
-Cathy , chciałem aby ten wieczór był naprawdę idealny i abyś zapamiętała go na zawsze. Długo rozmyślałem nad tym co za chwilę zrobię i wiem że jeśli nie teraz to już nigdy. - powiedział przejęty. - Kocham cię Cathy , wyjdziesz za mnie ? - spytał otwierając pudełeczko. Oczom Cathy ukazał się najpięknieszy pierścionek jaki kiedykolwiek widziała. Odetchnęła głęboko i bez najmniejszego wahania oznajmiła:
- Tak , zostanę twoją żoną Mats. - podała mu rękę i pocałowała go czule. Dla nich obojga zaczynał się właśnie nowy rozdział w ich życiu w którym nie było miejsca na smutek.