Bright Eyes~First day of my life
~*~ Dortmund
Sezon
reprezentacyjny dobiegał końca wraz z lipcem. Mats Hummels jednak
nie miał wakacji. Nie przyznał się Cathy do tego, że tak naprawdę
nie chciał nigdzie wyjeżdżać, aby brać dodatkowe treningi. Nie
mógł pozwolić sobie na spadek formy. Wiedział ,że trener Klopp
na niego liczy. Swojej narzeczonej powiedział że naderwał ścięgno
i niestety musi zostać w Dortmundzie do końca lata.Ślub
zdecydowali się zaplanować na przyszłe lato.Oboje bowiem uznali
,że niemożliwym jest urzadzić go w tym roku. Zmierzał właśnie w
kierunku Signal Iduna Park ,gdzie miał się spotkać z Marco i
Nurim. Był nieco zawiedziony ponieważ trener odwołał ich
dzisiejsze spotkanie na którym miał przedstawić całej drużynie
nieoficjalny plan gry w przyszłym sezonie. W ostaniej chwili wymigał
się jednak jakąś ważną sprawą rodzinną. Mats był dosyć tym
zdziwiony. Z tego co było wiadomo Jurgen Klopp rozwiódł się ze
swoją żoną kilka dobrych lat temu i nie posiadał żadnych dzieci.
Przebrał się w
swój strój treningowy i wyszedł na murawę boiska. Z daleka
dostrzegł swoich kumpli, którzy podawali sobie piłkę śmiejąc
się głośno. Przywitał się z nimi i po chwili zaczął się
rozgrzewać. Przebiegł dwa okrążenia kiedy zauważył że jego
koledzy najwyraźniej nie są zainteresowani treningiem. Gadali w
najlepsze, szczegółowo coś omawiając. Podbiegł do nich
poirytowany.
-Co z wami ?
Mieliśmy ćwiczyć podania póki nie ma Kloppa. - zauważył
zabierając piłkę Marco.
-Mats, wyluzuj.
Cały sezon grałeś jak szalony. Został nam miesiąc wolnego. Nie
wiem jak ty ale ja zamierzam go w pełni wykorzystać. - oznajmił
spokojnie szturchając wymownie Nuriego. - No, dalej powiedz mu. -
nakazał Reus. Mats widząc dziwne ogniki w oczach Marco zaczął
załoważ, że w ogóle tu dzisiaj przyszedł. Zapewne znów będą
mu opowiadać jakieś bzdury o Cathy. Nie miał pojęcia dlaczego jej
tak dokuczali. Za każdym razem gdy przychodziła na mecz dosłownie
wytykali ją palcami.
-Jeśli znów macie
powiedzieć mi coś "straszego" o mojej narzeczonej.
Powtarzam NARZECZONEJ, to możecie sobie odpuścić bo nie mam
zamiaru tego słuchać. - oznajmił chwytając kurtkę z trawy.
-Czekaj, stary to
nie o to chodzi. Po prostu dowiedziałem się wczoraj czegoś,
całkiem przypadkiem oczywiście. - powiedział Sahin siadając na
trybunach. Marco i Mats usiedli po jego obu stronach. - Pamiętasz
naszego faceta od PR-u ? - zwrócił się do Hummelsa. On w
odpowiedzi pokiwał głową rozluźniając się trochę. Marco
uśmiechnął się przebiegle. - Cóż... on już u nas nie pracuję.
- dokończył, pochylając się aby zawiązać but. - Podobno
przyłapali go na szmuglowaniu kokainy dla juniorów. Rauball chcę
wyciszyć sprawę aby media się o tym nie dowiedziały. - Nuri
zaśmiał się pogardliwie patrząc wymownie na Reusa.
-Wiesz kogo
zatrudniają na jego miejsce ? - spytał zaciekawiony Hummels.
-Chyba kogoś z
polecenia Jurgena. Jakiegoś jego kumpla czy coś w tym stylu. -
odpowiedział Marco. - Mi tu od początku coś śmierdziało. Niby
taki miły był i w ogóle, a gdy poprosiłem o zrobienie trzech
kopii mojego kontraktu to mnie wygonił z biura. - oznajmił
marszcząc czoło.
-Drużyna o tym wie
? - zapytał Mats, nie spuszczając wzroku z Sahina. - Oczywiście że
nie ! Gdyby trener się dowiedział, że podsłuchałem jego rozmowę
z prezesem chyba by mnie zabił. - odpowiedział spanikowany – I wy
też musicie udawać, że o niczym nie macie pojęcia. Rozumiemy się
? - chciał się upewnić.
-Ja nie wygadam. -
zapewnił obrońca Borussi.
-Buzia na kłódkę.
- obiecał Reus.
Marco Reus jak na
dobrego kolegę przystało, postanowił odprowadzić swojego kumpla.
Mats wiedział że Marco bardzo go lubi, on zresztą też czuł się
dobrze w jego towarzystwie. Czasami za dużo gadał ale poza tym był
bez zarzutu. Wiedział, że Marco bardzo się nudzi ponieważ Mario
wyjechał na Ibizę. Jako że sam nie miał żadnych planów,
zaprosił go do siebie. W drodze do mieszkania Mats'a zdążyli
rozdać kilka autografów podekscytowanym dzieciakom. Lubił to
uczucie kiedy dzieci patrzyły na niego jak na bohatera. Utwierdzało
go to w przekonaniu że to co robi, nie robi wyłącznie dla siebie.
Weszli do jego
mieszkania. Gdy tylko Marco przekroczył próg z ust wyrwało mu się
kilka niecenzuralnych słów.
-Stary, powiedz mi,
kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś ? - spytał patrząc wymownie
na bałagan. - Wiem że nie lubisz sprzątać ale od kiedy używasz
tamponów ? - wziął do ręki paczkę po czym rzucił ją w kąt
dostrzegając karcące spojrzenie Mats'a. - Hahaha, bardzo zabawne
Reus. To Cathy. Połowa rzeczy, które tu widzisz jest jej. Nie
mówiłem wam, że się do mnie wprowadziła ? - zmarszczył brwi
jednocześnie próbując ogarnąć szybko pokój. Marco udał że się
krztusi starając się opanować nagły napad śmiechu.
-Powiem ci jedno,
idealną panią domu to ona nie będzie. - stwierdził sadowiąc się
na fotelu. - Wybacz, ale nie chcę mi się gadać o tej twojej lasce.
Ostrzegaliśmy cię przed nią ale nie posłuchałeś więc to twój
problem. - oznajmił ziewając przeciągle. Mats usiadł obok niego
podając mu kufel piwa.Postanowił udawać że nie słyszał tego
wszystkiego. - Zaraz zacznię się mecz, robimy zakłady ? - spytał
patrząc wymownie na Marco. Wiedział że jego kumpel ma słabość
do wszelkich gier . Reus bez zastanowienia pokiwał głową.
-Ja na Barcelonę.
- oznajmił Marco.
-To ja na Real. -
odpowiedział obrońca. Rozsiadł się wygodnie, postanawiąc cieszyć
się ostatnimi wolnymi chwilami urlopu.
~*~
Berlin-Schönefeld
Pasażerowie
lotu numer L435 do Dortmundu są proszeni o niezwłoczne zgłoszenie
się do odprawy. Odprawa odbywa się przy wyjściu B12. Dziękuję.
-
powiedział głos spikerki. Astrid siedziała właśnie na wygodnym
fotelu w poczekalni. Usłyszawszy komunikat włożyła swój tablet
do torebki i wyjęła telefon. Zerknęła na wyświetlacz. Żadnych
nowych wiadomości. Westchnęła zmartwiona. Dieter
miał przyjechać na lotnisko aby się z nią pożegnać, a nie
odbiera telefonu. Nie mogła przecież wyjechać bez pożegnania.
Zawiedziona powlokła
się
w stronę wejścia B12.
To
co działo się w jej głowie zaskoczyło ją samą. Wcale
nie czuła smutku czy żalu z powodu wyprowadzki. Spodziewała się
potoku łez przy
pożegnaniu z matką jednak nic takiego nie nastąpiło.Podczas gdy
Astrid przeciskała się przez tłumy spieszących się ludzi w jej
kieszeni zawibrował telefon. Wyciągnęła go po czym z uśmiechem
na ustach odebrała połączenie.
-Przysięgam, zabiję cię kiedyś Goldbrunner. - krzyknęła do
słuchawki. W odpowiedzi usłyszała krótkie, wymowne westchnięcie.
-Spokojnie, wiem że miałem się z tobą pożegnać ale wypadło mi
coś nagłego. Przepraszam cię skarbie. - powiedział ze skruchą.
Astrid przestąpiła z nogi na nogę. Czuła się ogromnie
rozczarowana. Jeszcze nigdy Dieter jej nie wystawił.
-Skoro
tak mówisz. - szepnęła. Jeśli tak miał wyglądać jej ostatni
dzień w Berlinie to był on do kitu. Najpierw matka nie miała nawet
odwagi odwieźć jej na lotnisko, stwierdziła
że nie chcę płakać przy pożegnaniu. Astrid wierzyła jej, choć
w głębi serca wiedziała że to nie to jest powodem. Przez ostatni
miesiąc zachowanie jej matki bardzo się zmieniło. Z przebojowej,
pełnej enegii czterdziestolatki, stała się zamyśloną i smutną
kobietą, która straciła najważniejszą osobę w swoim życiu.
Zapewne poniekąd tak było. Astrid była jej całym światem. Matka
zawsze była na jej każde skinienie. Teraz wszystko dla niej stanęło
na głowie.
Rozłączyła
się szybko aby przyjaciel nie wyczuł niczego niepokojącego w jej
głosie. Zarzuciła sobie torebkę na ramię i pomaszerowała do
odprawy, kiedy poczuła że ktoś łapię ją w talii.
-Co jest ? -
wykrzyknęła oburzona i gdy już miała wymierzyć owej osobie
siarczysty policzek, rozpoznała głos, który śmiał się z niej
głośno.
-Głupolu, naprawdę
myślałaś, że puszczę cię gdziekolwiek bez pożegnania. ? -
spytał obracając ją ku dziewczynę ku sobie. Objął ją w pasie.
-Może przez
chwileczkę... - odpowiedziała śmiejąc się z własnej głupoty.
Jak mogła zwątpić w Dieter'a ? Osobę którą oprócz matki
darzyła największym zaufaniem. Osobę, która zawsze była wobec
niej szczera i lojalna. - Będę za tobą okropnie tęsknić Dieter,
nie wiem czy będę mogła przyjeżdżać do Berlina tak często
jakbym tego chciała. - przyznała się.
-Nie martw się na
zapas. Ja będę cię odwiedzał. Zawsze zostaję nam też skype.
Poradzimy sobie jakoś. - zapewnił biorąc od walizkę i poprowadził
ją do wyjścia.
-Mam do ciebie
ogromną prośbę. - oznajmiła – Mógłbyś mieć oko na moją
mamę. Ostatnio zrobiła się jakaś dziwna. Odkąd wróciłyśmy z
Monako chodzi zamyślona, nieobecna. Mówi że to przez stres w pracy
ale ja jej nie wierzę. - powiedziałam.
-Okej, możesz na
mnie liczyć. - odrzekł składając na jej policzku pocałunek. -
Nie obraź się skrzacie ale nie sądzisz że trochę przesadzasz ? -
spytał bawiąc się włosami Astrid. Ta w odpowiedzi przechyliła
głowę nie wiedząc o co mu chodzi. - Myślę że ty sama boisz się
tej przeprowadzki. Przez to myślisz że twoja matka ma do tego taki
sam stosunek. - powiedział oddajac mi walizkę. - Nie myśl za
dużo...- odrzekł - Twoje wejście. - wskazał głową. - Idź, bo
się spóźnisz. - zaśmiał się mierzwiąc swoje blond loki. Astrid
podała kobiecie przy bramce swoją kartę pokładową po czym weszła
do tunelu zostawiając za sobą swoje dawne życie.