środa, 12 czerwca 2013

3.Never let me go


                                               Bright Eyes~First day of my life

~*~ Dortmund

Sezon reprezentacyjny dobiegał końca wraz z lipcem. Mats Hummels jednak nie miał wakacji. Nie przyznał się Cathy do tego, że tak naprawdę nie chciał nigdzie wyjeżdżać, aby brać dodatkowe treningi. Nie mógł pozwolić sobie na spadek formy. Wiedział ,że trener Klopp na niego liczy. Swojej narzeczonej powiedział że naderwał ścięgno i niestety musi zostać w Dortmundzie do końca lata.Ślub zdecydowali się zaplanować na przyszłe lato.Oboje bowiem uznali ,że niemożliwym jest urzadzić go w tym roku. Zmierzał właśnie w kierunku Signal Iduna Park ,gdzie miał się spotkać z Marco i Nurim. Był nieco zawiedziony ponieważ trener odwołał ich dzisiejsze spotkanie na którym miał przedstawić całej drużynie nieoficjalny plan gry w przyszłym sezonie. W ostaniej chwili wymigał się jednak jakąś ważną sprawą rodzinną. Mats był dosyć tym zdziwiony. Z tego co było wiadomo Jurgen Klopp rozwiódł się ze swoją żoną kilka dobrych lat temu i nie posiadał żadnych dzieci.
Przebrał się w swój strój treningowy i wyszedł na murawę boiska. Z daleka dostrzegł swoich kumpli, którzy podawali sobie piłkę śmiejąc się głośno. Przywitał się z nimi i po chwili zaczął się rozgrzewać. Przebiegł dwa okrążenia kiedy zauważył że jego koledzy najwyraźniej nie są zainteresowani treningiem. Gadali w najlepsze, szczegółowo coś omawiając. Podbiegł do nich poirytowany.
-Co z wami ? Mieliśmy ćwiczyć podania póki nie ma Kloppa. - zauważył zabierając piłkę Marco.
-Mats, wyluzuj. Cały sezon grałeś jak szalony. Został nam miesiąc wolnego. Nie wiem jak ty ale ja zamierzam go w pełni wykorzystać. - oznajmił spokojnie szturchając wymownie Nuriego. - No, dalej powiedz mu. - nakazał Reus. Mats widząc dziwne ogniki w oczach Marco zaczął załoważ, że w ogóle tu dzisiaj przyszedł. Zapewne znów będą mu opowiadać jakieś bzdury o Cathy. Nie miał pojęcia dlaczego jej tak dokuczali. Za każdym razem gdy przychodziła na mecz dosłownie wytykali ją palcami.
-Jeśli znów macie powiedzieć mi coś "straszego" o mojej narzeczonej. Powtarzam NARZECZONEJ, to możecie sobie odpuścić bo nie mam zamiaru tego słuchać. - oznajmił chwytając kurtkę z trawy.
-Czekaj, stary to nie o to chodzi. Po prostu dowiedziałem się wczoraj czegoś, całkiem przypadkiem oczywiście. - powiedział Sahin siadając na trybunach. Marco i Mats usiedli po jego obu stronach. - Pamiętasz naszego faceta od PR-u ? - zwrócił się do Hummelsa. On w odpowiedzi pokiwał głową rozluźniając się trochę. Marco uśmiechnął się przebiegle. - Cóż... on już u nas nie pracuję. - dokończył, pochylając się aby zawiązać but. - Podobno przyłapali go na szmuglowaniu kokainy dla juniorów. Rauball chcę wyciszyć sprawę aby media się o tym nie dowiedziały. - Nuri zaśmiał się pogardliwie patrząc wymownie na Reusa.
-Wiesz kogo zatrudniają na jego miejsce ? - spytał zaciekawiony Hummels.
-Chyba kogoś z polecenia Jurgena. Jakiegoś jego kumpla czy coś w tym stylu. - odpowiedział Marco. - Mi tu od początku coś śmierdziało. Niby taki miły był i w ogóle, a gdy poprosiłem o zrobienie trzech kopii mojego kontraktu to mnie wygonił z biura. - oznajmił marszcząc czoło.
-Drużyna o tym wie ? - zapytał Mats, nie spuszczając wzroku z Sahina. - Oczywiście że nie ! Gdyby trener się dowiedział, że podsłuchałem jego rozmowę z prezesem chyba by mnie zabił. - odpowiedział spanikowany – I wy też musicie udawać, że o niczym nie macie pojęcia. Rozumiemy się ? - chciał się upewnić.
-Ja nie wygadam. - zapewnił obrońca Borussi.
-Buzia na kłódkę. - obiecał Reus.


Marco Reus jak na dobrego kolegę przystało, postanowił odprowadzić swojego kumpla. Mats wiedział że Marco bardzo go lubi, on zresztą też czuł się dobrze w jego towarzystwie. Czasami za dużo gadał ale poza tym był bez zarzutu. Wiedział, że Marco bardzo się nudzi ponieważ Mario wyjechał na Ibizę. Jako że sam nie miał żadnych planów, zaprosił go do siebie. W drodze do mieszkania Mats'a zdążyli rozdać kilka autografów podekscytowanym dzieciakom. Lubił to uczucie kiedy dzieci patrzyły na niego jak na bohatera. Utwierdzało go to w przekonaniu że to co robi, nie robi wyłącznie dla siebie.
Weszli do jego mieszkania. Gdy tylko Marco przekroczył próg z ust wyrwało mu się kilka niecenzuralnych słów.
-Stary, powiedz mi, kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś ? - spytał patrząc wymownie na bałagan. - Wiem że nie lubisz sprzątać ale od kiedy używasz tamponów ? - wziął do ręki paczkę po czym rzucił ją w kąt dostrzegając karcące spojrzenie Mats'a. - Hahaha, bardzo zabawne Reus. To Cathy. Połowa rzeczy, które tu widzisz jest jej. Nie mówiłem wam, że się do mnie wprowadziła ? - zmarszczył brwi jednocześnie próbując ogarnąć szybko pokój. Marco udał że się krztusi starając się opanować nagły napad śmiechu.
-Powiem ci jedno, idealną panią domu to ona nie będzie. - stwierdził sadowiąc się na fotelu. - Wybacz, ale nie chcę mi się gadać o tej twojej lasce. Ostrzegaliśmy cię przed nią ale nie posłuchałeś więc to twój problem. - oznajmił ziewając przeciągle. Mats usiadł obok niego podając mu kufel piwa.Postanowił udawać że nie słyszał tego wszystkiego. - Zaraz zacznię się mecz, robimy zakłady ? - spytał patrząc wymownie na Marco. Wiedział że jego kumpel ma słabość do wszelkich gier . Reus bez zastanowienia pokiwał głową.
-Ja na Barcelonę. - oznajmił Marco.
-To ja na Real. - odpowiedział obrońca. Rozsiadł się wygodnie, postanawiąc cieszyć się ostatnimi wolnymi chwilami urlopu.


~*~ Berlin-Schönefeld

Pasażerowie lotu numer L435 do Dortmundu są proszeni o niezwłoczne zgłoszenie się do odprawy. Odprawa odbywa się przy wyjściu B12. Dziękuję. - powiedział głos spikerki. Astrid siedziała właśnie na wygodnym fotelu w poczekalni. Usłyszawszy komunikat włożyła swój tablet do torebki i wyjęła telefon. Zerknęła na wyświetlacz. Żadnych nowych wiadomości. Westchnęła zmartwiona. Dieter miał przyjechać na lotnisko aby się z nią pożegnać, a nie odbiera telefonu. Nie mogła przecież wyjechać bez pożegnania. Zawiedziona powlokła się w stronę wejścia B12.
To co działo się w jej głowie zaskoczyło ją samą. Wcale nie czuła smutku czy żalu z powodu wyprowadzki. Spodziewała się potoku łez przy pożegnaniu z matką jednak nic takiego nie nastąpiło.Podczas gdy Astrid przeciskała się przez tłumy spieszących się ludzi w jej kieszeni zawibrował telefon. Wyciągnęła go po czym z uśmiechem na ustach odebrała połączenie.
-Przysięgam, zabiję cię kiedyś Goldbrunner. - krzyknęła do słuchawki. W odpowiedzi usłyszała krótkie, wymowne westchnięcie.
-Spokojnie, wiem że miałem się z tobą pożegnać ale wypadło mi coś nagłego. Przepraszam cię skarbie. - powiedział ze skruchą. Astrid przestąpiła z nogi na nogę. Czuła się ogromnie rozczarowana. Jeszcze nigdy Dieter jej nie wystawił.
-Skoro tak mówisz. - szepnęła. Jeśli tak miał wyglądać jej ostatni dzień w Berlinie to był on do kitu. Najpierw matka nie miała nawet odwagi odwieźć jej na lotnisko, stwierdziła że nie chcę płakać przy pożegnaniu. Astrid wierzyła jej, choć w głębi serca wiedziała że to nie to jest powodem. Przez ostatni miesiąc zachowanie jej matki bardzo się zmieniło. Z przebojowej, pełnej enegii czterdziestolatki, stała się zamyśloną i smutną kobietą, która straciła najważniejszą osobę w swoim życiu. Zapewne poniekąd tak było. Astrid była jej całym światem. Matka zawsze była na jej każde skinienie. Teraz wszystko dla niej stanęło na głowie.
Rozłączyła się szybko aby przyjaciel nie wyczuł niczego niepokojącego w jej głosie. Zarzuciła sobie torebkę na ramię i pomaszerowała do odprawy, kiedy poczuła że ktoś łapię ją w talii.
-Co jest ? - wykrzyknęła oburzona i gdy już miała wymierzyć owej osobie siarczysty policzek, rozpoznała głos, który śmiał się z niej głośno.
-Głupolu, naprawdę myślałaś, że puszczę cię gdziekolwiek bez pożegnania. ? - spytał obracając ją ku dziewczynę ku sobie. Objął ją w pasie.
-Może przez chwileczkę... - odpowiedziała śmiejąc się z własnej głupoty. Jak mogła zwątpić w Dieter'a ? Osobę którą oprócz matki darzyła największym zaufaniem. Osobę, która zawsze była wobec niej szczera i lojalna. - Będę za tobą okropnie tęsknić Dieter, nie wiem czy będę mogła przyjeżdżać do Berlina tak często jakbym tego chciała. - przyznała się.
-Nie martw się na zapas. Ja będę cię odwiedzał. Zawsze zostaję nam też skype. Poradzimy sobie jakoś. - zapewnił biorąc od walizkę i poprowadził ją do wyjścia.
-Mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmiła – Mógłbyś mieć oko na moją mamę. Ostatnio zrobiła się jakaś dziwna. Odkąd wróciłyśmy z Monako chodzi zamyślona, nieobecna. Mówi że to przez stres w pracy ale ja jej nie wierzę. - powiedziałam.
-Okej, możesz na mnie liczyć. - odrzekł składając na jej policzku pocałunek. - Nie obraź się skrzacie ale nie sądzisz że trochę przesadzasz ? - spytał bawiąc się włosami Astrid. Ta w odpowiedzi przechyliła głowę nie wiedząc o co mu chodzi. - Myślę że ty sama boisz się tej przeprowadzki. Przez to myślisz że twoja matka ma do tego taki sam stosunek. - powiedział oddajac mi walizkę. - Nie myśl za dużo...- odrzekł - Twoje wejście. - wskazał głową. - Idź, bo się spóźnisz. - zaśmiał się mierzwiąc swoje blond loki. Astrid podała kobiecie przy bramce swoją kartę pokładową po czym weszła do tunelu zostawiając za sobą swoje dawne życie.

4 komentarze:

  1. Nowość u mnie http://dreeaaamss.blogspot.com/ :) Zapraszam i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział :)
    Nominowałam Cię do Liebster Award.
    Więcej informacji u mnie na blogu http://historie-z-pamietnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do The Versatile Blogge :)
      Szczegóły u mnie na blogu!

      Usuń
  3. Lubię Twoje opowiadanie. Na serio czytało mi się mega dobrze, szkoda tylko, że tak dawno nic nie publikowałaś. W każdym razie będę czekać na Twój powrót, bo jest na co! Lubię postać Astrid i mam nadzieję, że wszystko ułoży jej się w Dortumdzie. Dziwnie, że ojciec nie mówi, że ma córkę. Dziwne. I MATS <3 Szkoda go dla Cathy...
    nigdynieopuszczaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń