niedziela, 25 sierpnia 2013

6.Don't think too much

                                                         The Beatles~Here Comes the Sun


znów pragnę ciemnej miłości
miłości która zabija
tak o śmierć modli się skazany

przyjdź dobra śmierci
rozrzutna bądź jak noc sierpniowa
bądź ciepła
dotknij mnie lekko

odkąd poznałam jej prawdziwe imię
przygotowuję moje serce
na ostatni urwany
wstrząs

Jesień w tym roku przyszła niespodziewanie. Jednego dnia niesamowicie upalne lato, dawało wszystkim ostatnie promienie słońca, a drugiego mieszkańcy Dortmundu mogli podziwiać, kolorowy taniec barwnych liści. Dni mijały błyskawicznie. Na twarzy Astrid od dłuższego czasu gościł uśmiech. W pełni zaklimatyzowała się tutaj. Mimo wielu zaczepek ze strony chłopaków czuła, że jest częścią wielkiej rodziny. Nie miała poczucia osamotnienia. Niemal w każdy weekend była zajęta. Imprezy u Marcela, oglądanie meczy u Roberta, nie wspominając już o przyjacielskich wypadach do kina z Marco. Bardzo polubiła tego blondyna. W pewnym sensie przypominał jej Dietera. Był tylko jeden człowiek, którego nie umiała rozgryźć, a był nim Mats Hummels. Nie odezwał się do niej od pamiętnego sierpniowego wieczoru. Nie miała zielonego pojęcia o co mu chodziło. Czasami na treningach bądź innych spotkaniach przyłapywała go na obserwowaniu jej. Kiedy tylko ich oczy się spotykały, on odwracał speszony wzrok. Początkowo nawet ją to bawiło bo cała drużyna sądziła, że jest kochanką ich trenera. Dopiero potem, kiedy sama ujawniła, że Jurgen Klopp jest jej ojcem, wszyscy odetchnęli z ulgą, prócz jednego obrońcy. On nadal odnosił się do niej z dystansem. Jeśli oczywiście tak można było opisać całkowitą ignorancje jej osoby. Teraz, dzisiaj, Astrid miała tego serdecznie dosyć. Za kogo on się uważa ? Myślała, obserwując go jednocześnie z trybun, podczas porannego treningu. Opatuliła się szczelniej puchową kurtką z wielkim logo klubu na plecach. Musiała wyglądać komicznie z kwaśną miną i rozwianymi na wszystkie strony włosami. Obok niej, na sąsiednim krzesełku, leżały dokumenty które musiała osobiście omówić z szanownym panem Hummelsem. Myślała właśnie nad tym jak rozpocząc rozmowę z nim i jednocześnie nie wykrzyczeć mu prosto w jego piękną buźkę, co myśli o takim zachowaniu. Jej wzrok przemykał po kolejnych biegających po boisku sylwetkach. Jurgen dostrzegając córkę pomachał w jej stronę energicznie. Astrid wymuszając na sobie coś na kształt niemrawego uśmiechu, odmachała.
Po mini sparingu, kiedy wszyscy zmierzali pod prysznice, zerwała się szybko z miejsca i zbiegła po schodkach w dół. Minęła ojca, który już chciał coś powiedzieć, gdy ona zbyła go krótkim Potem.
Zaczęła przepychać się pomiędzy piłkarzami, ci w odpowiedzi przyjaźnie kiwali głowami w jej kierunku. Już miała go zawołać, kiedy poczuła na swoim ramieniu dłoń. Odwróciła się niechętnie.
- Jak leci ? - zapytał Marco z wielkim bananem na twarzy. - Widziałem cię na trybunach. - powiedział obejmując mnie ramieniem i przyciągając stanowczo do siebie. - Powiem ci więcej, widziałem na kogo gapiłaś się przez bite dwie godziny.- posłał jej szelmowski uśmiech.
- O czym ty mówisz ? - zapiszczała niczym wystraszona mysz. Czuła na twarzy piękące rumieńce. Cały czas obserwowała Matsa. Nie rozluźniając uścisku Marco odparł:
- No już nie udawaj, ja też cię bardzo lubię. - wyznał patrząc na nią wymownie. Astrid zatrzymała się gwałtownie. Kiedy zorientowała się, że Marco ma na myśli siebie, odetchnęła z ulgą.
- Ja też cię bardzo... lubię – zawahała się przy ostatnim słowie.- Ale teraz muszę już iść. - zmierzwiła mu włosy. - Muszę dorwać Hummelsa. - dodała siląc się na obojętny ton.
- Mogę mu powiedzieć żeby do ciebie wpadł jak się już ogarnie po treningu. - zaoferował. Astrid mało nie skoczyła z radości.
- Wiesz co, zmieniłam zdanie. Kocham cię Marco. - posłała mu całusa. - Powiedz, że czekam na niegu w moim gabinecie. - odparła na odchodne znikając za drzwiami.


Musnęła dłonią krawędź dębowego biurka. Próbowała ukryć zdenerwowanie lecz co rusz spoglądała na zegar wiszący na ścianie. Pomyślała, że to głupie, że się denerwuję. Była na siebie zła , że tak na nią działa. Wstając, obciągnęła sobie spódnice tak aby zakrywała uda. Złapała telefon i zaczęła przechadzać się po pokoju, przeglądając skrzynkę mailową. Uśmiechnęła się mimowolnie, mama pisała, że ma dosyć samotności i łapie pierwszy lepszy samolot do Dortmundu. Już to widzę -mruknęła do siebie Astrid. Kiedy sprawdzała kolejne wiadomości zauważyła kątem oka czarną czuprynę, mijającą jej gabinet. Dzięki Bogu za szklane drzwi. Rzuciła smartfon na bok i leniwym ruchem otworzyła drzwi. Oparła się plecami o framugę i założyła ręcę na piersiach.
- Potrzebujesz zaproszenia ? - spytała głośno. Nie potrafiła ukryć w swoim głosie chłodu. Mats odwrócił się momentalnie. Dostrzegła jego zakłopotany wyraz twarzy. - Zapraszam pana – oznajmiła z teatralnym uśmiechem na ustach, wskazując pokój. Cierpliwie poczekała aż wejdzie, po czym zamknęła drzwi na klucz. Mieli sobie wiele do wyjaśnienia. Usiadła naprzeciw niego i chociaż czuła pot na plecach, hardo spojrzała na osobnika znajdującego się pół metra od niej.
- Marco nie wspomniał ci, że prosiłam o spotkanie ? - spytała formalnie. Musiała najpierw wybadać grunt. Dopiero potem zastanowi się czy chce być dla niego uprzejma.
- Miałem zamiar zajrzeć do ciebie później. - odpowiedział spokojnie łapiąc wzrok Astrid.
- Później jestem zajęta. - fuknęła na niego. Jednym zamachem otworzyła szufladę i rzuciła na biurko potrzebne papiery. - Kontaktował się ze mną twój menadżer. Do biura wpłynęło kilka propozycji z Anglii i Hiszpanii dotyczących ciebie. Musimy wiedzieć czy masz w planach wyjazd i jednocześnie zerwanie kontraktu. - powiedziała wręczając mu plik kartek. Wziął je bez słowa. Nastąpiła kilkuminutowa cisza podczas której Mats z uwagą przeglądał dokumenty. Z Astrid natomiast opadały pierwsze emocje. Po chwili uznała, że przesadziła i była go nawet gotowa przeprosić. Podniósł wzrok jakby poczuł, że jest obserwowany.
- Nigdzie się nie wybieram. Mój kontrakt obowiązuję do 2016 roku. Zresztą równie dobrze możesz pogadać o tym z Hansem. - rzekł oddając jej papiery. Podniósł się, gotowy do wyjścia, gdy w tem z ust Astrid niczym pociski wypadły słowa :
- Dlaczego mnie unikasz ? Dlaczego zachowujesz się tak dziwacznie ? - pytała, ciekawa odpowiedzi chłopaka. Mats oblał się rumieńcem, usiadł na kanapie i odchrząknął.
- To nie tak, że cię unikam. - szepnął nieśmiało. Astrid prychnęła słysząc to. Stanęła naprzeciw.
- Nie rób ze mnie idiotki. Jakoś reszta drużyny traktuję mnie normalnie. - oznajmiła mu. - Jednego dnia jesteś gotowy wywarzyć drzwi żeby mnie ratować, a drugiego jestem dla ciebie duchem. - powiedziała siadając obok niego. Miała wielką nadzieję, że jej wszystko wytłumaczy. Potarł dłońmi twarz.
- Chodzi o ten incydent w toalecie. Wiesz nie miałem pojęcia, że ty i Klopp. Nic mi oczywiście do tego... - podniósł ręcę w geście obrony. - ...po prostu byłem zawstydzony i tyle. Nie miałem zielonego pojęcia co sobie pomyślał trener. Nie chciałem żeby wyrzucił mnie z klubu. - wypalił jednym ciągem. Astrid mrużąc oczy patrzyła na niego osłupiała. Co on do cholery wygadywał ? Zaśmiała się nerwowo po czym podjęła.
- Domyśliłam się, dlatego zaraz potem wyjaśniłam, że Jurgen jest moim ojcem. - rzekła obserwując chłopaka. - Przecież cała drużyna nie dałaby mi żyć. - podniosła się z miejsca, nalała wody do dwóch szkalnek i wręczyła Matsowi, który wyglądał jakby dostał obuchem w głowę.
- To drużyna wiedziała ? - krzyknął, po czym rzucił wiązankę przekleństw w ich stronę. - Nic mi nie powiedzieli.- spojrzał na Astrid przepraszającym wzrokiem. - Zabiję ich kiedyś. - szepnął. Dziewczyna przewróciła oczami.
- To chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy. - posłała mu słaby uśmiech. Otworzyła drzwi. Hummels zgarnął swoje rzeczy z podłogi po czym już w o wiele lepszym humorze wyznał :
- Przepraszam, głupio wyszło. - podał jej rękę. Uścisnęła ją bez wahania.
- Przeprosiny przyjęte. - wręczyła mu kartkę. - Jeśli możesz, podpisz mi to na jutro. Zgoda na zgrupowanie.
- Do zobaczenia. - zmiął kartkę na pół, wychodząc zdążył się jeszcze potknąć o próg.


Dwie godziny potem, kończąc na dzisiaj prace, Astrid udała się dziarskim krokiem do łazienki. Położyła na blacie torebkę i zajęła jedną z kabin. Przebrawszy się w białą uniwersytecką koszulkę i czarne jeansy, spięła włosy w kok. Podniosła głowę do góry i ku jej przerażeniu zauważyła cienką strużkę krwi spływającą z nosa. Cholera- szepnęła. Szybko chwyciła garść chusteczek , zamoczyła w wodzie i odchyliła głowę przykładając kompres. Jeszcze tylko tego jej brakowało aby dopełnić jej dzień. Stała tak nieruchomo przez chwilę, po czym usłyszała wypływającą z telefonu jedną z piosenek Bon Jovi. Podniosła telefon do ucha.
- Tak, słucham. - powiedziała słabo. Kręciło jej się w głowie.
- Przyjeżdzam do Dortmundu, mam już po dziurki w nosie tego Skype'a. Chcę cię uściskać. - wykrzyczał podekscytowany Dieter. - Chora jesteś ? - spytał po chwili.
- Nie, to nic takiego. Też cię cieszę, że cię zobaczę. - wyznała ciepło. Wyrzuciła do toalety zakrwawione chusteczki. - Jeśli o mnie chodzi możesz przyjechać nawet w piątek. - zaproponowała.
- Świetnie. - podchwycił. - To do piątku. Napiszę ci co i jak mała. - oznajmił i szybko się rozłączył. Astrid spojrzała na komórkę i pokręciła głową z pobłażaniem. Popatrzyła na swoje blade odbicie w lustrze. Wyglądała koszmarnie.

niedziela, 18 sierpnia 2013

5. Anything could happen

                                 Giulia y Los Tellarini ~ Barcelona


zawsze kiedy chcę żyć krzyczę
gdy życie odchodzi ode mnie
przywieram do niego
mówię – życie
nie odchodź jeszcze
umrę kiedy odejdziesz

Z doświadczenia wiemy, że kiedy zagłębimy się w jakąkolwiek lekturę, która z poczatku wydaję się zwyczajna i niewinna, ta w odpowiedzi kradnie nasze myśli i wypełnia teraźniejszość. Nie pozwala myśleć o niczym innym oprócz siebie. Kiedy czytamy poznajemy nasze najskrytsze lęki i pragnienia, które balibyśmy się głośno wymówić. Poezja to rodzaj pamiętnika duszy do którego wracamy aby odnaleźć siebie i swoje marzenia.
Niczego nieświadoma Astrid połknęła haczyk tej samej nocy, której otworzyła pierwszą stronę książki podarowanej jej przez ojca. Kiedy następnego wieczoru szykowała się do wyjścia, niemal cały gniew jaki żywiła do ojca, po prostu wyparował. Jak gdyby nigdy nic, przed wyjściem do klubu wypili kawę i porozmawiali. Pozwoliła sobie nawet wybrać oraz zawiązać ojcu krawat. Skwitował to czułym całusem w  czoło. Cieszyła się, że wychodzą gdzieś razem. Wprawdzie nie będą sami, lecz po cichu liczyła na chwile na osobności, gdzie będą mogli porozmawiać. Możliwe że w publicznym miejscu będzie im łatwiej niż w domu. Włożyła na siebie prostą, dopasowaną, czarną koktajlową sukienkę. Zależało jej żeby wyglądać szykownie i profesjonalnie. Postanowiła pójść na kompromis i dała się podwieźć ojcu. Zgodziła się też na to aby towarzyszył jej dzisiejszego wieczoru. On obiecał za to milczeć w kwestii ich więzów rodzinnych. Jak zwykle przez ociąganie się Jurgena stali od kilku minut w korku. Astrid wpatrywała się w profil ojca i uśmiechała się do siebie. Jurgen podchwycił jej wzrok, zmieszany podrapał się po policzku.
- Co jest mała ? - spytał patrząc na nią i jednocześnie wykonując slalom pomiędzy autami. Astrid puściła to przezwisko mimo uszu. Nienawidziła kiedy tak się do niej zwracał.
- Ta książka, którą mi wczoraj dałeś... - zaczęła powoli.
- Coś z nią nie tak ? - zapytał koncentrując się na drodzę
- Nie, wręcz przeciwnie. Jest piękna. Chciałam ci po prostu podziękować. - nieśmiało go objęła.
- Polecam się na przyszłość – zaśmiał się i puścił do niej perskie oko. Podniosła brew do góry po czym odparła słodkim głosem:
- W takim razie tatusiu, przydałby mi się nowy samochód... - popatrzyła na niego mrugając zalotnie oczami. Jurgen nie wiedział czy jego córka żartuję cz też nie. Astrid po chwili wybuchnęła śmiechem. - Taki żarcik – szepnęła. - żałuj że nie widziałeś swojej miny. Bezcenne. - odrzekła, po czym na powrót skupiła się na obserwowaniu miejskich krajobrazów. Czuła na sobie przeszywający wzrok ojca. Zapewne zastanawiał się co też takiego musiało się stać w nocy, że dzisiaj jest zupełnie inną osobą. Tyle, że ona sama do końca nie była pewna.

~**~

- Cathy ! - krzyknął poddenerwowany. Byli już spóźnieni ponad pół godziny, a jego narzeczona jeszcze nawet nie wyszła z łazienki. Sytuacja była niemal komiczna bowiem gdyby to od niego zależało, wcale nie poszedłby na to otwarcie sezonu. To właśnie Cathy lubiła tego rodzaju eventy i zaraz po swoim przyjeździe z Mediolanu namawiała go aby poszli. - Pospiesz się trochę ! Błagam cię skarbie. Zaraz tu zasnę. - powiedzał przeczesując palcami swoje kruczoczarne włosy.
- Jeszcze minutka Matty – odkrzyknęła. Mats przewrócił oczami i bezgłośnie dziękował za to, że nie jest kobietą.
Kilkanaście minut potem byli już w drodze do klubu. Zajechali czarnym BMW na parking. Wysiadł z auta po czym podał rękę Cathy. Zamknął za nią drzwi i złożył na jej ustach głęboki pocałunek. Zaskoczona, zaśmiała się cicho.
- Wspominałem ci już dzisiaj jak bardzo cię kocham... - wyszeptał jej do ucha.
-  Odkąd wróciłam jakieś milion razy – odpowiedziała wyszarpując się ostentacyjne z jego uścisku. Mats poprawił marynarkę i dogonił Cathy, która w tym czasie zdążyła już wejść do klubu.
-  Wiesz... - zagadnął , jednocześnie próbując krzyczeć aby zagłuszyć głośną muzykę. - ...pomyślałem sobie, że moglibyśmy przyspieszyć odrobinę nasz ślub. - dokończył. Cathy odwróciła głowę próbując udawać, że nic nie usłyszała. Wzięła do ręki kieliszek szampana, jednak wymowne spojrzenie Matsa kazało jej odpowiedzieć.
- Dlaczego ? Przecież ustaliliśmy datę. - odrzekła twardo. - Skarbie, masz treningi, jest Liga Mistrzów. Nie chcę aby cokolwiek cię ominęło. - uśmiechnęła się do niego i pocałowała go delikatnie w usta. Mats skrzywił się lekko ale w końcu nic nie odpowiedział. Jego narzeczona natomiast, widząc zbliżających się Marco i Svena podała mu kieliszek.
-  Twoi skretyniali koledzy się tu zbliżają. - posłała im wymowne spojrzenie. - Nie mam ochoty się z nimi kłócić. Idę do łazienki poprawić makijaż. - powiedziała. - Spław ich jakoś. - dodała na tyle głośno aby ci dwaj usłyszeli. Ulotniła się na tyle szybko, że Mats nie zdążył nawet się obrócić.
-  Widzę, że Królowa Śniegu wróciła. - powiedział Marco opierając niedbale ramię o blat baru. - A już myśleliśmy, że policja ją zgarnęła za sianie postrachu wśród biednych, włoskich dzieci. - westchnął przeciągle.
-  Marco jak zwykle w doskonałym humorze. - Mats skwitował tą uwagę lekko uniesioną brwią. - Przypomnij mi... gdzie podziewa się twoja para ? - spytał z łobuzerskim uśmiechem. Marco poluzował swój krawat, po czym nie tracąc rezonu szybko wypalił :
- Hummels, to nie ma teraz najmniejszego znaczenia.
- A to niby dlaczego ? - zagadnął zaciekawiony Mats. Sven niespodziewanie wybuchnął śmiechem. Po chwili dołączył do niego także Reus. Kilka sekund po tym jak obaj się opanowali Marco powiedział :
- Widziałeś tą dziewczynę z którą przyszedł Klopp ? - spytał. Mats popatrzył nad nim, po sekundzie dostrzegł wyróżniającą się sylwetkę trenera. Nie było obok niego żadnej kobiety. Mats na powrót utkwił wzrok w koledze i pokiwał przecząco głową. - Bracie, niezła jest. - Marco pokiwał z uznaniem głową. - Teraz już wiemy jakie to "sprawy rodzinne" go ostatnio zatrzymały.
-Może po prostu to tylko koleżanka, czy coś. - zaproponował Hummels. - nie musisz od razu robić wielkiego halo z niewiadomo czego. - skarcił kolegę, dobrze znając jego plotkarsie zapędy
- Chcę tylko wiedzieć czy mogę ją gdzieś zaprosić. - powiedział niewinnie. - Byłoby głupio wylecieć z drużyny za romansowanie z dziewczyną trenera. Nie uważasz ? -spytał. Mats mając po dziurki w nosie wywodów Marco, wstając powiedział na odchodne:
-Marco, przecież wszyscy wiemy, że jeśli ona jest inteligentna to w momencie w którym otworzysz swoją buźkę i zaczniesz gadać, ona nigdy się z tobą nie umówi. - powiedział zadowolnony, widząc minę Reusa. - Idę zobaczyć co z Cath. - odparł i uciekł zanim Marco odzyskał mowę.

~**~

Towarzystwo to było dokładnie to czego w tej chwili potrzebowała Astrid. Wystarczyła zwyczajna rozmowa o niczym aby się wyluzowała i zrzuciła maskę. Z każdym starała się zamienić choćby kilka uprzejmych słów. Niezależnie od tego czy był to prezes, piłkarz, kelner czy też jej własny ojciec. Czuła się fantastycznie i musiała się tym z kimś natychmiast podzielić. Była w samym środku rozmowy o najnowszej sesji zdjęciowej dla Pumy, której była koordynatorką więc trudno było się jej wykręcić od udawania zainteresowania tym co inni mają na ten temat do powiedzenia. I tak zrobi to jak będzie chciała. Co więcej, jest przekonana, że zrobi to najlepiej. Kiedy zmienili temat wymknęła się niepostrzeżenie do toalety. Jak się okazało była ona prawie, że w piwnicy. Zeszła ostrożnie po schodach, uważając aby nie potknąć się o sukienkę. Sprawdziła czy w pomieszczeniu jest sama, po czym zamknęła drzwi od wewnątrz. Wybrała z pamięci tak dobrze znany jej numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze zakładając kosmyk za ucho.
- Cześć... - westchnęła. - Tu Astrid. Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz. - zaczęła, przybierając niepewny ton. - Dzwonię bo chciałam ci tylko powiedzieć, że wszystko jest ok i że bardzo za tobą tęsknię. - przygryzła dolną wargę. - Jestem na imprezie i pomyślała sobie przed chwilą, że świetnie byś się bawił tutaj teraz ze mną. - przymknęła oczy i po chwili poczuła łzy pod powiekami. - Zadzwoń... - zawahała się. - ...jak będziesz miał chwilę czasu. Kocham cię. - szepnęła i czym prędzej nacisnęła czerwoną słuchawkę. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębszych wdechów. Uspokoiwszy się zaczęła poprawiać makijaż. W tym samym momencie w którym chwyciła za maskarę usłyszała głośnie pukanie do drzwi.Zatrzymała dłoń przy oku.
- Cathy wszystko w porządku ? Jesteś tam ? - zapytał męski głos. Astrid niepewnie podeszła do drzwi i odparła :
- Chyba jej tutaj nie ma. - odpowiedziała nieznajomemu. Mats zmarszczył brwi.
- Jesteś pewna ? - niedowierzał. - Mógłbym sprawdzić ? - spytał opierając się o framugę drzwi. Astrid westchnęła ciężko zniecierpliwiona ale odparła chłodnym Jasne. Chwyciła za drążek i obróciła go aby otworzyć drzwi. Jednak ku jej zdumieniu nie ustąpiły. Przekręciła jeszcze raz lecz i tym razem zdało się to na nic. Spanikowana zaczęła szarpać za klamkę. Z jej ust zaczęły płynąć ciche przekleństwa.
- Wszystko ok tam po drugiej stronie ? - zapytał uprzejmie. Przeczuwał że dziewczyna ma problem z otworzeniem drzwi. - Może pomogę. - zaproponował.
-  Nie wiem co się stało, nie chcą się otworzyć. - krzyknęła zdenerwowana. Czuła już pot na dłoniach.
-  Poczekaj chwilę. - oznajmi Mats. - Spróbuję otworzyć od zewnątrz. - tym samym odpiął swoją spinkę od mankietu, którą dostał  w prezencie urodzinowym od Cathy. Przykucną i zaczął dłubać w zamku. Po kilku minutach zawołał.
- Spróbuj teraz. - nakazał i odsunął się kawałek. Astrid wstała z zimnej posadzki po czym modląc się w duchu aby drzwi ustąpiły, złapała za klamkę.
 - Cholera jasna ! - jęknęła. Drzwi ani drgnęły. Usłyszawszy to, Mats zdjął marynarkę i poluzował mankiety.
-  Odsuń się. Może uda mi się wywarzyć drzwi. - powiedział biorąc rozbieg. Ona nie tracąc ani chwili, przebiegła na drugą stronę pomieszczenia. Krzywiła się za każdym razem kiedy słyszła jak chłopak bezowocnie rzuca się na drzwi. Kiedy tak jak i ona postanowił szarpać za klamkę podeszła ostrożnie do wyjścia.
- Nic ci nie jest ? - zapytała. W odpowiedzi usłyszła tylko miarowe dyszenie. Rozejrzała się uważnie po toalecie. Jej wzrok spoczął na białej kopertówce. Przecież miała komórkę. Mogła zadzwonić do ojca. Szybko chwyciła telefon i wybrała numer. Odebrał po pierwszym sygnale. Wytłumaczywszy mu całą sytuację pozostawało jej tylko czekać na pomoc. Niespodziewanie do jej uszu doszło ciche szuranie. Była pewna, że chlopak, który próbował jej pomóc poszedł sobie.
-  Jesteś tam jeszcze ? - zagadnęła osuwając się po drzwiach. Czuła jego obecność. - Przysięgam, że nie zjadłam twojej dziewczyny. - rzekła uśmiechając się do siebie. Za jej plecami rozległ się tubalny śmiech.
- Jestem Mats, tak w ogóle. - wydusił z siebie po niekontrolowanym wybuchu śmiechu.Astrid zamilkła na moment. Musiała przetrawić tą informację. Jak zwykle miała niesamowite szczeście jeśli owym Matsem jest Mats Hummels. Zaśmiała się w duchu.
- Astrid, mimo wszystko miło cię poznać. - oznajmiła szybko. Szukał w głowie imienia Astrid, jednak żadnego nie znalazł. Po chwili skojarzył.
- Pewnie to ty jesteś nową dziewczyną Marco. - powiedział do niej. Reus ?- pomyślała.
- Nie... - szepnęła wymijająco. - Pracuję w Borussi. - dokończyła twardo. Nie chciała zbyt dużo ujawniać przed prezentacją, która miała się odbyć za kilka minut.
- Ooo, to ciekawe. - wykrzyknął. - A widziałaś już może tego nowego menadżera od public relations ? - spytał. - Podobno straszny cham z niego. - dodał pewnie. Astrid zmarszczyła brwi.
- Skąd to wiesz ? - spytała chcąc ukryć swoje zirytowanie.
- Trener tak powiedział.- rzekł. - opisał go jako sfrustrowanego egoiste mieszkającego w biurze. - oznajmił wesoło. - Ale podobno jest dobry w te klocki. - dodał po chwili. Ona zaś cała się w środku gotowała. Jak ojciec mógł powiedzieć o niej coś takiego.
- Hummels ?! - usłyszła zdziwiony głos ojca. - Co ty do cholery tu robisz ? - zapytał. Ten zmieszany natychmiast wstał z podłogi.
- Ja... tylko pomagałem. - odparł otrzepując się. Klopp zmierzył go wzrokiem po czym dał znak dwóm mężczyznom aby otworzyli drzwi. Po jakiejś godzinie wreszcie im się to udało. Astrid wyszła mierząc jednocześnie wzrokiem swojego niedoszłego wybawce. Zaraz potem ojciec porwał ją w ramiona i zaczął mówić jak to bardzo go przestraszyła. Dla Matsa Hummelsa natomiast w jednej chwili stało się jasne. Właśnie miał przed sobą ową dziewczynę trenera o której mówił Marco.

środa, 14 sierpnia 2013

4. She loved mysteries so much that she became one


                                                 Liz Lawrence ~ When I Was Younger



Życie w Dortmundzie w niczym nie przypominało jej życia w Berlinie. Tutaj, chyba po raz pierwszy poczuła się dorosła. Podobało się jej uczucie tego, że była niezbędnym pierwiastkiem w całej machinie klubu. Minął dokładnie tydzień od jej przyjazdu. Formalnie sezon jeszcze się nie zaczął jednak Astrid niemal od razu zaczęła prace. Dostała bardzo przytulne biuro niedaleko kierownictwa. Od rana do wieczora starała się uporządkować wszystkie dane, akta i dokumenty, które zostały pozostawione przez jej poprzednika w zupełnym nieporządku. Właściwie było jej nawet na rękę, że spędza mało czasu w domu. Na razie mieszka z ojcem, ponieważ nie załatwiła jeszcze wszystkich formalności dotyczących jej służbowego mieszkania. Atmosfera w domu jest często po prostu niezręczna. Okazało się że tematy na które Astrid i jej ojciec zazwyczaj rozmawiali po tygodniu zdążyły się wyczerpać. Dziewczyna zerknęła na zegar stojący na jej biurku. Dochodziła 22. Była oprócz ochrony zapewne ostatnią osobą w budynku. Przetarła oczy ze zmęczenia, zebrała swoje rzeczy i wyłączywszy światło udała się do wyjścia. Po drodze pozdrowiła jeszcze Franka – dozorce, który obdarzał ją szczerym uśmiechem od kiedy po raz pierwszy przekoroczyła próg tego budynku. Opatuliła się szczelnie beżowym trenczem po czym wsiadła do swojego samochodu.Kolejnym plusem wracania do domu o tak późnej porze było to, że praktycznie w całym mieście nie było już korków. Mało ją obchodziło, że niektórzy w pracy uważali ją za młodą pracoholiczkę i pedantkę. Ojciec sumiennie kierując się wytycznymi, jakie postawiła mu Astrid nie przychodził do jej biura, lecz wiedziała że już kilkanaście razy pytał się prezesa jak sobie radzi. Zostawiła auto na parkingu i powlokła się na góre. Kiedy otworzyła drzwi o mało nie udusił jej zapach spalenizny. W całym mieszkaniu było pełno dymu. Rzuciła torebkę na podłogę i zaczęła spazmatycznie kaszleć. - Tato ?! Gdzie jesteś ? - starała się krzyknąć poprzez opary dymu które torowały jej drogę do salonu.- Mam zadzwonić po straż pożarną ? - spytała zastając Jurgena w kuchni mocującego się z piekarnikiem.
-Bardzo śmiesznie... hahaha – oznajmił wycierając sobie okulary. - Chciałem zrobić kolacje. Przecież wiem że nawet nie masz czasu pożądnie zjeść tak długo pracujesz. - wyjął całkowicie spaloną lasagnie i postawił ją na stole przed Astrid. - A twoja matka jest gotowa mnie oskalpować gdy dowie się że cię głodze. - usiadł przy stole,a ona machinalnie wstała podchodząc do okna i je otwierając. - Przecież ty nie umiesz gotować tato. - stwierdziła opierając się o blat. - Mogłeś zadzwonić, zamówiłabym coś na wynos. - Chrząknęła wymownie.-... a tak zmarnowałeś tylko swój cenny czas. - powiedziała chłodno. Ojciec wstał i podszedł do niej na tyle blisko że mogła zobaczyć swoje odbicie w jego zielonych tęczówkach.
-Czas spędzony z tobą nigdy nie jest zmarnowany... zapamiętaj to. - oznajmił świdrując ją wzrokiem. - Nie chcę żeby między nami tak było już zawsze. - powiedział.
-"Tak" to znaczy jak ? - spytała tym samym tonem. Jurgen zaśmiał się znienacka.
-Chodzi mi tylko o to, żeby nasze rozmowy przestały być takie wyuczone i sztywne.- poprosił odsuwając się od Astrid. Spuściła wzrok zawstydzona. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Po dłuższej chwili wydukała :
-Daj mi po prostu trochę czasu, postaram się zrobić co w mojej mocy. To wszystko nie jest dla mnie tak łatwie jak jest dla ciebie. - westchnęła sięgając po telefon. - Zamówię nam pizze. Ty w tym czasie wyrzuć to... - zawahała się patrząc na potrawe. -... co ugotowałeś.- dokończyła wywracając oczami.
Przebrała się w swój ulubiony dres po czym dołączyła do ojca , który próbował posprzątać bałagan, który opanował ich całą kuchnie. Sprzątali w całkowitej ciszy. Im obojgu było to na rękę. Od czasu do czasu przyłapywali się nawzajem na patrzeniu się na siebie. Starała się wtedy uśmiechnąć do ojca. Niewerbalnie przekazać mu że wszystko się ułoży, powoli przyzwyczają się do siebie. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jurgen rzucił ścierkę w kąt i ruzył otworzyć drzwi. Astrid nawet nie zdawała sobie sprawy jaka była głodna. Postanowiła że przystopuję z pracą, inaczej bez wątpienia skończy na OIOM-ie pod kroplówką. Skończywszy jeść, wytarła usta serwetką i odezwała się do ojca.
- Idziesz jutro na ten bankiet ? - spytała. Bankiet był organizowany co roku przed otwarciem sezonu. Był to czas dla nowych piłkarzy na zapoznanie się z szefostwem i innymi. Astrid oczywiście też była zaproszona. Wbrew pozorom czuła się całkiem komfortowo na tego typu imprezach. Szkoda tylko, że Dieter nie będzie tam razem z nią. Jedyne czego się bała to tego, że nie zna jeszcze nikogo z drużyny. Nie miała w Dortmundzie oprócz ojca nikogo. Żadnej przyjaciółki czy nawet psa.
Oczywiście. - przewrócił oczami. - Jak mógłbym przegapić taką impreze. - zaśmiał się. - Szkoda tylko, że nie mogę przedstawić wszystkim mojej wspaniałej córki. - dodał cicho spuszczając oczy niczym małe dziecko.
= Przecież wiesz, że tak jest lepiej dla nas obojga. - zaznaczyła sprzątając ze stołu. - Nikt mi nie zarzuci, że dostałam te pracę przez znajomości. - stwierdziła pewnie, wracając do kuchni.
- Maleńka... ale przecież obojem dobrze wiemy że tak właśnie było... - popatrzył na mnie uśmiechając się szelmowsko. Oblała się rumieńcem. Nie wiedziała co ma mu w tym momencie odpowiedzieć, więc zrobiła to co zawsze robi w kłopotliwych sytuacjach. Odwróciła się na pięcie i wyszła do swojego pokoju. Padła na swoje łóżko, włączyła jedną ze smętnych piosenek Rihanny, których Dieter tak bardzo nienawidził i rozpłakała się na dobre. Dlaczego nie może mieć normalnej rodziny ? Mieć masy przyjaciół i przystojnego chłopaka, który poleciałby na to, że jej ojciec jest trenerem Borussi ? Dlaczego życie daje jednym tak dużo, a drugich pozostawia z kompletnie niczym ? Udawała że nie słyszy kiedy wszedł. Podniosła się na łokciach i spojrzała na niego. Znowu przyszedł z jakimś prezentem na przeprosiny.
- Nie potrzebuję od ciebie więcej prezentów. Wystarczy abyś przestał mi przypominać że jestem tak głupia że nawet nie potrafie sobie załatwić pracy. - parsknęła patrząc mu wymownie w oczy. Ojciec zdawał się tego nie słyszeć. Zostawił zawiniętą paczuszczkę na komodzie.
- Kupiłem to na kilka tygodni temu na pchlim targu. Przeczytałem i pomyślałem że ci się spodoba. Miałem dać ci wcześniej ale byłaś zaaferowana czymś innym. - oznajmił.
- Mógłbyś już wyjsć ? - spytała chłodno. Nie odwróciła się póki nie usłyszała zamykania drzwi. Przekręciła się na drugi bok. Wzięła do ręki paczkę i szybkim ruchem rozdarła papier. Ciekawość wygrała z dumą. Jej oczom ukazała się książka. Nie za gruba.
- Erzählung für einen Freund " - przeczytała cicho. Nie znała autorki. Po nazwisku domyśliła się że pochodzi ze wschodu. Może Rosjanka ? Otworzyła książkę i zaczęła czytać pierwszy wiersz. Nim się zorientowała zdążyła zasnąć.

czwartek, 25 lipca 2013

Chwiliowa przerwa.

W związku z moimi licznymi wyjazdami wakacyjnymi uprzedzam tych którzy czytają mojego bloga że wrócę z nim 11 sierpnia. :) Przepraszam i zapraszam po przerwie.

środa, 12 czerwca 2013

3.Never let me go


                                               Bright Eyes~First day of my life

~*~ Dortmund

Sezon reprezentacyjny dobiegał końca wraz z lipcem. Mats Hummels jednak nie miał wakacji. Nie przyznał się Cathy do tego, że tak naprawdę nie chciał nigdzie wyjeżdżać, aby brać dodatkowe treningi. Nie mógł pozwolić sobie na spadek formy. Wiedział ,że trener Klopp na niego liczy. Swojej narzeczonej powiedział że naderwał ścięgno i niestety musi zostać w Dortmundzie do końca lata.Ślub zdecydowali się zaplanować na przyszłe lato.Oboje bowiem uznali ,że niemożliwym jest urzadzić go w tym roku. Zmierzał właśnie w kierunku Signal Iduna Park ,gdzie miał się spotkać z Marco i Nurim. Był nieco zawiedziony ponieważ trener odwołał ich dzisiejsze spotkanie na którym miał przedstawić całej drużynie nieoficjalny plan gry w przyszłym sezonie. W ostaniej chwili wymigał się jednak jakąś ważną sprawą rodzinną. Mats był dosyć tym zdziwiony. Z tego co było wiadomo Jurgen Klopp rozwiódł się ze swoją żoną kilka dobrych lat temu i nie posiadał żadnych dzieci.
Przebrał się w swój strój treningowy i wyszedł na murawę boiska. Z daleka dostrzegł swoich kumpli, którzy podawali sobie piłkę śmiejąc się głośno. Przywitał się z nimi i po chwili zaczął się rozgrzewać. Przebiegł dwa okrążenia kiedy zauważył że jego koledzy najwyraźniej nie są zainteresowani treningiem. Gadali w najlepsze, szczegółowo coś omawiając. Podbiegł do nich poirytowany.
-Co z wami ? Mieliśmy ćwiczyć podania póki nie ma Kloppa. - zauważył zabierając piłkę Marco.
-Mats, wyluzuj. Cały sezon grałeś jak szalony. Został nam miesiąc wolnego. Nie wiem jak ty ale ja zamierzam go w pełni wykorzystać. - oznajmił spokojnie szturchając wymownie Nuriego. - No, dalej powiedz mu. - nakazał Reus. Mats widząc dziwne ogniki w oczach Marco zaczął załoważ, że w ogóle tu dzisiaj przyszedł. Zapewne znów będą mu opowiadać jakieś bzdury o Cathy. Nie miał pojęcia dlaczego jej tak dokuczali. Za każdym razem gdy przychodziła na mecz dosłownie wytykali ją palcami.
-Jeśli znów macie powiedzieć mi coś "straszego" o mojej narzeczonej. Powtarzam NARZECZONEJ, to możecie sobie odpuścić bo nie mam zamiaru tego słuchać. - oznajmił chwytając kurtkę z trawy.
-Czekaj, stary to nie o to chodzi. Po prostu dowiedziałem się wczoraj czegoś, całkiem przypadkiem oczywiście. - powiedział Sahin siadając na trybunach. Marco i Mats usiedli po jego obu stronach. - Pamiętasz naszego faceta od PR-u ? - zwrócił się do Hummelsa. On w odpowiedzi pokiwał głową rozluźniając się trochę. Marco uśmiechnął się przebiegle. - Cóż... on już u nas nie pracuję. - dokończył, pochylając się aby zawiązać but. - Podobno przyłapali go na szmuglowaniu kokainy dla juniorów. Rauball chcę wyciszyć sprawę aby media się o tym nie dowiedziały. - Nuri zaśmiał się pogardliwie patrząc wymownie na Reusa.
-Wiesz kogo zatrudniają na jego miejsce ? - spytał zaciekawiony Hummels.
-Chyba kogoś z polecenia Jurgena. Jakiegoś jego kumpla czy coś w tym stylu. - odpowiedział Marco. - Mi tu od początku coś śmierdziało. Niby taki miły był i w ogóle, a gdy poprosiłem o zrobienie trzech kopii mojego kontraktu to mnie wygonił z biura. - oznajmił marszcząc czoło.
-Drużyna o tym wie ? - zapytał Mats, nie spuszczając wzroku z Sahina. - Oczywiście że nie ! Gdyby trener się dowiedział, że podsłuchałem jego rozmowę z prezesem chyba by mnie zabił. - odpowiedział spanikowany – I wy też musicie udawać, że o niczym nie macie pojęcia. Rozumiemy się ? - chciał się upewnić.
-Ja nie wygadam. - zapewnił obrońca Borussi.
-Buzia na kłódkę. - obiecał Reus.


Marco Reus jak na dobrego kolegę przystało, postanowił odprowadzić swojego kumpla. Mats wiedział że Marco bardzo go lubi, on zresztą też czuł się dobrze w jego towarzystwie. Czasami za dużo gadał ale poza tym był bez zarzutu. Wiedział, że Marco bardzo się nudzi ponieważ Mario wyjechał na Ibizę. Jako że sam nie miał żadnych planów, zaprosił go do siebie. W drodze do mieszkania Mats'a zdążyli rozdać kilka autografów podekscytowanym dzieciakom. Lubił to uczucie kiedy dzieci patrzyły na niego jak na bohatera. Utwierdzało go to w przekonaniu że to co robi, nie robi wyłącznie dla siebie.
Weszli do jego mieszkania. Gdy tylko Marco przekroczył próg z ust wyrwało mu się kilka niecenzuralnych słów.
-Stary, powiedz mi, kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś ? - spytał patrząc wymownie na bałagan. - Wiem że nie lubisz sprzątać ale od kiedy używasz tamponów ? - wziął do ręki paczkę po czym rzucił ją w kąt dostrzegając karcące spojrzenie Mats'a. - Hahaha, bardzo zabawne Reus. To Cathy. Połowa rzeczy, które tu widzisz jest jej. Nie mówiłem wam, że się do mnie wprowadziła ? - zmarszczył brwi jednocześnie próbując ogarnąć szybko pokój. Marco udał że się krztusi starając się opanować nagły napad śmiechu.
-Powiem ci jedno, idealną panią domu to ona nie będzie. - stwierdził sadowiąc się na fotelu. - Wybacz, ale nie chcę mi się gadać o tej twojej lasce. Ostrzegaliśmy cię przed nią ale nie posłuchałeś więc to twój problem. - oznajmił ziewając przeciągle. Mats usiadł obok niego podając mu kufel piwa.Postanowił udawać że nie słyszał tego wszystkiego. - Zaraz zacznię się mecz, robimy zakłady ? - spytał patrząc wymownie na Marco. Wiedział że jego kumpel ma słabość do wszelkich gier . Reus bez zastanowienia pokiwał głową.
-Ja na Barcelonę. - oznajmił Marco.
-To ja na Real. - odpowiedział obrońca. Rozsiadł się wygodnie, postanawiąc cieszyć się ostatnimi wolnymi chwilami urlopu.


~*~ Berlin-Schönefeld

Pasażerowie lotu numer L435 do Dortmundu są proszeni o niezwłoczne zgłoszenie się do odprawy. Odprawa odbywa się przy wyjściu B12. Dziękuję. - powiedział głos spikerki. Astrid siedziała właśnie na wygodnym fotelu w poczekalni. Usłyszawszy komunikat włożyła swój tablet do torebki i wyjęła telefon. Zerknęła na wyświetlacz. Żadnych nowych wiadomości. Westchnęła zmartwiona. Dieter miał przyjechać na lotnisko aby się z nią pożegnać, a nie odbiera telefonu. Nie mogła przecież wyjechać bez pożegnania. Zawiedziona powlokła się w stronę wejścia B12.
To co działo się w jej głowie zaskoczyło ją samą. Wcale nie czuła smutku czy żalu z powodu wyprowadzki. Spodziewała się potoku łez przy pożegnaniu z matką jednak nic takiego nie nastąpiło.Podczas gdy Astrid przeciskała się przez tłumy spieszących się ludzi w jej kieszeni zawibrował telefon. Wyciągnęła go po czym z uśmiechem na ustach odebrała połączenie.
-Przysięgam, zabiję cię kiedyś Goldbrunner. - krzyknęła do słuchawki. W odpowiedzi usłyszała krótkie, wymowne westchnięcie.
-Spokojnie, wiem że miałem się z tobą pożegnać ale wypadło mi coś nagłego. Przepraszam cię skarbie. - powiedział ze skruchą. Astrid przestąpiła z nogi na nogę. Czuła się ogromnie rozczarowana. Jeszcze nigdy Dieter jej nie wystawił.
-Skoro tak mówisz. - szepnęła. Jeśli tak miał wyglądać jej ostatni dzień w Berlinie to był on do kitu. Najpierw matka nie miała nawet odwagi odwieźć jej na lotnisko, stwierdziła że nie chcę płakać przy pożegnaniu. Astrid wierzyła jej, choć w głębi serca wiedziała że to nie to jest powodem. Przez ostatni miesiąc zachowanie jej matki bardzo się zmieniło. Z przebojowej, pełnej enegii czterdziestolatki, stała się zamyśloną i smutną kobietą, która straciła najważniejszą osobę w swoim życiu. Zapewne poniekąd tak było. Astrid była jej całym światem. Matka zawsze była na jej każde skinienie. Teraz wszystko dla niej stanęło na głowie.
Rozłączyła się szybko aby przyjaciel nie wyczuł niczego niepokojącego w jej głosie. Zarzuciła sobie torebkę na ramię i pomaszerowała do odprawy, kiedy poczuła że ktoś łapię ją w talii.
-Co jest ? - wykrzyknęła oburzona i gdy już miała wymierzyć owej osobie siarczysty policzek, rozpoznała głos, który śmiał się z niej głośno.
-Głupolu, naprawdę myślałaś, że puszczę cię gdziekolwiek bez pożegnania. ? - spytał obracając ją ku dziewczynę ku sobie. Objął ją w pasie.
-Może przez chwileczkę... - odpowiedziała śmiejąc się z własnej głupoty. Jak mogła zwątpić w Dieter'a ? Osobę którą oprócz matki darzyła największym zaufaniem. Osobę, która zawsze była wobec niej szczera i lojalna. - Będę za tobą okropnie tęsknić Dieter, nie wiem czy będę mogła przyjeżdżać do Berlina tak często jakbym tego chciała. - przyznała się.
-Nie martw się na zapas. Ja będę cię odwiedzał. Zawsze zostaję nam też skype. Poradzimy sobie jakoś. - zapewnił biorąc od walizkę i poprowadził ją do wyjścia.
-Mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmiła – Mógłbyś mieć oko na moją mamę. Ostatnio zrobiła się jakaś dziwna. Odkąd wróciłyśmy z Monako chodzi zamyślona, nieobecna. Mówi że to przez stres w pracy ale ja jej nie wierzę. - powiedziałam.
-Okej, możesz na mnie liczyć. - odrzekł składając na jej policzku pocałunek. - Nie obraź się skrzacie ale nie sądzisz że trochę przesadzasz ? - spytał bawiąc się włosami Astrid. Ta w odpowiedzi przechyliła głowę nie wiedząc o co mu chodzi. - Myślę że ty sama boisz się tej przeprowadzki. Przez to myślisz że twoja matka ma do tego taki sam stosunek. - powiedział oddajac mi walizkę. - Nie myśl za dużo...- odrzekł - Twoje wejście. - wskazał głową. - Idź, bo się spóźnisz. - zaśmiał się mierzwiąc swoje blond loki. Astrid podała kobiecie przy bramce swoją kartę pokładową po czym weszła do tunelu zostawiając za sobą swoje dawne życie.

czwartek, 6 czerwca 2013

2. Beggining of memorable end

                                                          Olivia Broadfield~Gone

~*~ Berlin ,tydzień później

W ogromnej półkolistej auli zabrzmiał hymn uniwersytetu. Stała pośród setek absolwentów swojego wydziału, ubrana w granatową togę i biret. Zabawne uczucie kiedy wszyscy na ciebie patrzą , oczekując niewiadomo czego - pomyślała. Wszysycy "najważniejsi" studenci znajdowali się w centrum, dokładnie przed widownią i za dziekanem, który miał wygłosić mowę końcową. Pozostali musieli się zadowolić miejscami na specjalnych balkonach z których bez wątpienia mieli najlepszy widok. Astrid mogła iść o zakład ,że dzisiaj wieczorem na instagaramie będzie można obejrzeć zabawne fotki ich byłych wykładowców. Czuła się nieco dziwacznie stojąc pomiędzy kompletnie obcymi ludzmi, których obecności nie zarejestrowała przez 5 lat jej nauki tutaj. Zadarła głowę do góry i ujrzawszy swojego najlepszego kumpla Dieter'a niedbale opierającego się o balkonową barierkę puściła mu perskie oko. Jeśli miałaby podzielić się z kimś jednym, najwspanialszym wspomnieniem dotyczącym college'u byłoby to na 100% związane z Dieter'em. Tylko on jeden potrafił wyśmiać coś, co ona uważałam za przerażające, postraszyć kogo było trzeba w jej obronie i opuszczać razem z nią przenudne wykłady. Przewróciła oczami kiedy wysłał jej buziaka. Nie chciała się rozkleić. Nie przed wszystkimi. Zacisnęła pięści i skupiła wzrok na tym co miała przed sobą. Setki podnieconych rodziców wymachiwujących niebezpiecznie aparatami i kamerami w ich stronę. O Boże, uratuj nas – pomyślała dostrzegając w tłumie swoich rodziców. Dosyć zabawny widok, musiała przyznać. Siedzą dokładnie koło siebie. Mama oscentacyjne odwróciła głowe w lewo aby nie patrzeć na swojego byłego męża, który ubrany w, podejrzewała garnitur od Armianiego, bawił się telefonem. Zachowują się jak dzieci. Nie mogą chociaż na moment, dla niej, skończyć tych gierek. Prychnęła starając się przybrać obojętną minę.
Hymn ucichł i na podest wystąpił dziekan. Widać było, że już nawet przestał przygotowywać jakiekolwiek przemówienia. Uchodził za uosobienie lenistwa i obiekt żartów wielu studentów. Gadał coś o przyszłości, możliwościach jakie każdy z nas ma przed sobą i innych mało istotnych sprawach. Myślała że zaraz zaśnie. Patrzyła na plecy dziekana, kiedy zaczęło dziwnie szumieć jej w głowie. Zrobiło jej się gorąco i gdy już miała upadać, chłopak stojący obok chwycił pod ramię.
- Dobrze się czujesz ? Może kogoś zawołam ? - spytał półszeptem obejmując Astrid mocniej w talii. - Nie wszystko okej. To z emocji. - uśmiechnęła się słabo. - Zaraz i tak muszę wygłosić mowe pożegnalną. - oznajmiła oddychając głęboko. Rozejrzała się dookoła. Chyba nikt inny nie zauważył jej chwili słabości. Wyswobodziła się z objęć chłopaka chcąc ochłonąć.
- Szanowni Państwo ,a teraz przedstawicielka tegorocznych absolwentów, laureatka nagrody dla najlepszego studenta, Astrid Engelhardt wygłosi mowę pożegnalną. Przywitajmy ją brawami. - po tych słowach las rąk zaczął klaskać dodając Astrid odwagi. Wyszła przed szereg podwijając odrobinę za długą togę. Poprawiła mikrofon, wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić wyuczoną wcześniej formułke. Czuła się nieswojo gdy wokół niej panowała idealna cisza. Nie przywykła do tego. Opowiadała o totalnych bzdurach. Co roku ten sam schemat, który nie porywał tłumów jak chcieliby niektórzy. Zwykłe lanie wody, które miało zapewnić pożywkę rodzicom i bliskim, oraz wypełnić czas pomiędzy rozdawaniem dyplomów ,a resztą uroczystości. Skończywszy, wróciła do grupy. Kątem oka zobaczyła ojca z kamerą. Świetnie – pomyślała. On to wszystko nakręcił. Po całej szopce z rozdawaniem nagród specjalnych, odnalazła Dietera. Ustawili się w kolejce obok siebie, tak aby mogli swobodnie porozmawiać.
-Niezłą mowę walnęłaś, skrzacie - oznajmił powstrzymując śmiech.
-Odwal się ! - walnęła go w ramię pokazując język. - I tak za tydzień nikt nie będzie już o tym pamiętał. - powiedziała lekceważąco poprawiając biret.
-Nie jestem pewien czy dasz radę przekonać o tym swojego ojca. Nawet przez chwilę nie wypuścił z rąk kamery... no chyba że tylko po to aby zmienić ją na aparat. - stwierdził rozbawiony. - Powinnaś mnie z nim poznać. - zaproponował udając poważnego.
- Życie ci niemiłe. - rzekła posuwając się do przodu. - Ale jeśli chcesz to mogę ci załatwić jego autograf. - zaśmiała się głośno. - Będziesz go mógł sprzedać na ebayu. - dodała po chwili. Wywołali właśnie jej imię, więc opuściwszy na moment swojego kompana, poszła odebrać świadectwo ukończenia szkoły wyższej. Podała dłoń dziekanowi i zapozowała do pamiątkowego zdjęcia. Kiedy wracała, Dieter już pędził aby odebrać swój certyfikat. Niby "niechcący" podstawiła mu nogę.Wprawdzie potknął się, lecz zaraz potem z gracją godną zawodowego aktora, złapał równowagę i pomachał Astrid z zawadiackim uśmiechem. Westchnęła pokonana.
Po tym jak wszyscy dostali już swoje dyplomy, każdy odbierał gratulacje od swoich bliskich. Astrid wysiliła się na uśmiech i powlokła się do miejsca gdzie czekali na nią jej rodzice. Przystanęła obok nich i czekała na jakąkolwiek reakcje z ich strony. Oboje patrzyli się na nią jak na wariatkę. Założyła ręce na biodrach.
-Wow, spokojnie, nie pozabijajcie się tylko. - powiedziała sarkastycznie. Widząc ich zagubione miny dodała. - Możemy już jechać do tej restauracji o której mówiliście rano. - zaproponowała nie chcąc zostawać tu ani chwili dłużej.
-Tak chyba będzie najlepiej. Chodźmy, zaparkowałem niedaleko. - powiedział Jurgen proponując byłej żonie ramie. Ta przyjęła je z nieukrywaną rezerwą. Astrid odszukała wzrokiem Dieter'a i niewerbalnie pokazała mu, że zadzwoni do niego później. Udała się za rodzicami, co rusz pozdrawiając znajomych z roku. Niektórzy życzyli jej wszystkiego najlepszego ,a niektórzy nie mówili nic, po prostu się uśmiechali.
W samochodzie usiadła obok ojca ,który prowadził. Chciała oszczędzić matce trudu rozmowy z byłym mężem. Czasami zastanawiała się jak dwoje tak różnych ludzi, mogło kiedyś być razem i zdecydować się na dziecko. Oboje mieli po 21 lat kiedy przyszła na świat i oboje równie mocno zapewniali ją, że była wyczekiwanym dzieckiem. Jednak dzisiaj po 25 latach nie nosi nawet nazwiska ojca. Mama postanowiła dać jej swoje.
Wizyta w restauracji wbrew pozorom, nie należała do najgorszych. Zjedli obiad. Nawet trochę porozmawiali. Pod koniec wieczoru omówili we troje kwestie przeprowadzki Astrid do Dortmundu ,a ojciec wytłumaczył jej na czym będzie polegać praca tam. Otóż będzie menadżerem ds marketingu i reklamy. Jurgen powiedział także, że dostanie swoje służbowę mieszkanie i samochód. Nie wie dlaczego, ale czuła się jakby była przekupywana.
Ojciec nie mógł zostać dłużej, jako że już jutro miał jakąś impezę z okazji zakończenia sezonu klubowego. Astrid z mamą także nie miały zbyt dużo czasu, jako że musiały przygotować się do wyjazdu na wakacje.
Odprowadziła ojca na parking i obserwowała jak pakuję swoje rzeczy do bagażnika. Nagle zrobiło się jej strasznie przykro że wyjeżdża. Odgarnęła włosy z twarzy. Ojciec szukał czegoś w aucie.
-Dziękuję że byłeś ze mną dzisiaj tato. - wypaliła szybko, czując łzy zbierające się się pod powiekami. Jurgen wychylił głowę z samochodu, po chwili zdjął okulary i objął mocno córkę.
-Kocham cię Astrid, zobaczymy się niedługo. - wyznał i nie patrząc w oczy Astrid pocałował ją szybko w czoło, po czym wsiadł do auta i odjechał.
Ona za to rozpłakała się na dobre, powoli osuwając się po ścianie. Siedziała tam jeszcze przez chwilę czując wielką chęć aby krzyknąć. Nie zrobiła jednak tego. Uspokoiła się i jakby nigdy nic udała się do mieszkania.

sobota, 1 czerwca 2013

1. Sometimes changes are the best option


                                                            U2 ~ With or Without You


~*~ Berlin

Był majowy weekend. Maj to mój ulubiony miesiąc ,no może oprócz lipca kiedy mam urodziny. Biegłam właśnie po berlińskim parku w moich nowiusieńkich rebookach. Był to jeden z wielu prezentów podarowanych mi przez moją matkę w ramach nagrody na zakończenie mojej nauki.
Poranny jogging był naszym co sobotnim rytuałem. Mama bardzo dbała o to aby sport był zawsze obecny w naszym życiu. Pamiętam ,że kiedy byłam mała często zabierała mnie na mecze taty. Oczywiście to było zanim wzięli rozwód i nasza rodzina całkowicie się rozpadła, czyniąc mnie jedynym członkiem który ją jeszcze trzyma. Właściwie to przyzwyczaiłam się już do takiego stylu życia. 70% roku spędzam w Berlinie z mamą , a 30 % z ojcem w Dortmundzie.
Przyspieszyłam trochę aby dogonić moją mamę, która jak zwykle mnie wyprzedziła. Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Była osobą , której ufałam najbardziej na świecie ,a za kilka godzin będę zmuszona ją bardzo mocno zranić. Mój ojciec – Jurgen Klopp zadzwonił do mnie kilka dni temu proponując mi pracę w swoim sztabie trenerskim w Dortmundzie. Oznaczało to przeprowadzkę i zupełnie nowy początek, którego właśnie w tym momencie najbardziej potrzebowałam. Liczyłam na to ,że mama zrozumie moją decyzję i nie potraktuję jej jako zdrady. Mieszkałam z nią przez całe życie , musiała się spodziewać ,że ten moment kiedyś nadejdzie. Prędzej czy później.
-Zwolnij trochę , nie nadążam ! - krzyknęłam do niej uśmiechając się. Obróciła głowę w moją stronę i natychmiast przystanęła czekając na mnie. Dobiegłam do niej ciężko dysząc, teatralnie złapałam się za serce. - Przysięgam kiedyś mnie zabijesz tym bieganiem. To niehumanitarne pozwalać własnemu dziecku na taki wysiłek. - dałam jej lekkiego kuksańca.
-Już nie przesadzaj , od 5 lat nie robimy w soboty nic innego. - przewróciła oczami spoglądając na mnie z pobłażaniem. W tym samym czasie zakręciło mi się w głowie i bezwładnie osunęłam się na ławkę, łapiąc się za głowę. - Wszystko dobrze ? - spytałam zaniepokojona siadając obok mnie. - Tak już okej , po prostu trochę mi słabo. To pewnie od tego słońca. Straszny dziś upał. - oznajmiłam nie tracąc dobrego humoru. - Posiedźmy trochę i odpocznijmy. - zaproponowała ,a ja chętnie przystałam na jej propozycję. Odchyliłam głowę do tyłu i postanowiłam porozmawiać z nią o rozmowie z ojcem. Wiedziałam że kiedy wrócimy do domu nie będzie na to czasu.
-Wiesz... - zaczęłam niepewnie. -... w środę dzwonił do mnie ojciec. - oznajmiłam obserwując reakcje mamy. Ściągnęła brwi i nie powiedziawszy słowa pozwoliła mi mówić. - Pytał czy może przyjechać na zakończenie roku w przyszłym tygodniu. - mama niespokojnie poruszyła się na ławce.- Przecież wie że może. - powiedziała chłodno. - Jest twoim ojcem i ma do tego prawo. - widząc moją niepewną minę dodała – Nie bój się Astrid , nie zjem go. Obiecuję. - zaśmiała się trochę nerwowo. Jak dla mnie zbyt nerwowo. Przysunęłam się do niej bliżej. - Powiedziałam mu dokładnie to samo. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Jest jeszcze jedno... tata zaoferował mi przeprowadzkę do Dortmundu i stałą pracę w jego sztabie szkoleniowym. - oznajmiłam cicho czekając na jej reakcje. Cisza trwała tak długo, że myślałam że mama po prostu nie usłyszała co właściwie do niej powiedziałam. - Myślałam że przyjmiesz propozycje Bayernu. - rzekła nie patrząc na mnie. Westchnęłam podciągając kolana pod brodę. - Też tak na początku myślałam. Dostałam od nich negatywną odpowiedź jakieś dwa tygodnie temu. Nie chciałam ci mówić żebyś się nie przejmowała. - przerwałam na chwilę obserwując ją. - Powiedzieli że bardzo by chcieli nawiązać ze mną współpracę lecz nie są w stanie biorąc pod uwagę że moim ojcem jest Jurgen Klopp. - prychnęłam lekceważąco. - Zakładam że podjęłaś już decyzje. - oznajmiła, niespodziewanie obejmując mnie. - Chcę tam pojechać mamo. Muszę się sprawdzić. W końcu nie bez przyczyny kończy się studia z wyróżnieniem dla najlepszego studenta. - uśmiechnęłam się z udawaną wyższością. - Muszę zdobyć trochę doświadczenia. To logiczne. - mama potwierdziła tą uwagę nieznacznym skinieniem głowy. - Może masz racje. Taki wyjazd powinien ci dobrze zrobić. Poznasz nowych ludzi , rozwiniesz się. - zaczęła wyliczać. Założyła mi kosmyk włosów za ucho aby mnie lepiej widzieć. – obiecaj mi tylko , że gdy tylko Jurgen zacznię sprawiać jakieś problemy powiesz mi o tym. - powiedziała stanowczo. - Oczywiście że tak. Poza tym sezon zaczyna się dopiero we wrześniu. Zdażymy wykorzystać jeszcze mój prezent. Bilety do Monte Carlo nie mogą się zmarnować. - puściłam jej perskie oko. Wstałam i pociągnęłam mamę ze sobą. Wzięłam ją pod rękę i razem ruszyłyśmy w kierunku domu. Widziałam w jej oczach lekkie rozczarowanie ale również wiedziałam że mama pogodziła się już z moją decyzją. To była jej największa zaleta – szybkie przyswajanie decyzji niezależnych od niej.

~*~ Dortmund

Mats Hummels uważał się za cholernego szczęściarza. Wszystko układało się dokładnie tak jak sobie to wymarzył. Dobry sezon w klubie , niesamowite występy w Lidze Mistrzów oraz oczywiście jego związek z Cathy. Nie potrzebował niczego więcej. Popatrzył nerwowo na zegarek. Jego dziewczyna zaraz powinna się zjawić. Czekał na nią w najlepszej restauracji, ubrany w swój najlepszy garnitur. Rano stwierdził że okazja wymaga odpowiedniego stroju. Był z siebie bardzo dumny. Przygotował wszystko tak aby Cathy nie miała o niczym pojęcia. Czuł się lekko poddenerwowany ale również bardzo szczęśliwy. Obejrzał się za siebie czując że ktoś mu się przygląda. Nie mylił się. Z drugiego końca sali tasowała go wzrokiem grupka kobiet. Pewnie go rozpoznały. Westchnął znużony.Popularność należała zdecydowanie do wad bycia profesjonalnym piłkarzem.  Po chwili na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Stojąc przy wejściu machała do niego Cathy. Podszedł do niej, po czym złożył na jej ustach długi pocałunek. Usiedli razem przy stoliku.
Po pysznej kolacji był czas aby wreszcie zapytać o to, o co chciał zapytać od samego początku wieczoru.
Mats zapłacił za kolacje i oboje z Cathy wyszli z restauracji aby pospacerować po ciemnych już ulicach miasta. Szli rozmawiając i śmiejąc się głośno.
Po chwili wyjął z kieszeni marynarki satynowe pudełeczko i przystanął obserwując swoją dziewczynę.
-Cathy , chciałem aby ten wieczór był naprawdę idealny i abyś zapamiętała go na zawsze. Długo rozmyślałem nad tym co za chwilę zrobię i wiem że jeśli nie teraz to już nigdy. - powiedział przejęty. - Kocham cię Cathy , wyjdziesz za mnie ? - spytał otwierając pudełeczko. Oczom Cathy ukazał się najpięknieszy pierścionek jaki kiedykolwiek widziała. Odetchnęła głęboko i bez najmniejszego wahania oznajmiła:
- Tak , zostanę twoją żoną Mats. - podała mu rękę i pocałowała go czule. Dla nich obojga zaczynał się właśnie nowy rozdział w ich życiu w którym nie było miejsca na smutek.