środa, 14 sierpnia 2013

4. She loved mysteries so much that she became one


                                                 Liz Lawrence ~ When I Was Younger



Życie w Dortmundzie w niczym nie przypominało jej życia w Berlinie. Tutaj, chyba po raz pierwszy poczuła się dorosła. Podobało się jej uczucie tego, że była niezbędnym pierwiastkiem w całej machinie klubu. Minął dokładnie tydzień od jej przyjazdu. Formalnie sezon jeszcze się nie zaczął jednak Astrid niemal od razu zaczęła prace. Dostała bardzo przytulne biuro niedaleko kierownictwa. Od rana do wieczora starała się uporządkować wszystkie dane, akta i dokumenty, które zostały pozostawione przez jej poprzednika w zupełnym nieporządku. Właściwie było jej nawet na rękę, że spędza mało czasu w domu. Na razie mieszka z ojcem, ponieważ nie załatwiła jeszcze wszystkich formalności dotyczących jej służbowego mieszkania. Atmosfera w domu jest często po prostu niezręczna. Okazało się że tematy na które Astrid i jej ojciec zazwyczaj rozmawiali po tygodniu zdążyły się wyczerpać. Dziewczyna zerknęła na zegar stojący na jej biurku. Dochodziła 22. Była oprócz ochrony zapewne ostatnią osobą w budynku. Przetarła oczy ze zmęczenia, zebrała swoje rzeczy i wyłączywszy światło udała się do wyjścia. Po drodze pozdrowiła jeszcze Franka – dozorce, który obdarzał ją szczerym uśmiechem od kiedy po raz pierwszy przekoroczyła próg tego budynku. Opatuliła się szczelnie beżowym trenczem po czym wsiadła do swojego samochodu.Kolejnym plusem wracania do domu o tak późnej porze było to, że praktycznie w całym mieście nie było już korków. Mało ją obchodziło, że niektórzy w pracy uważali ją za młodą pracoholiczkę i pedantkę. Ojciec sumiennie kierując się wytycznymi, jakie postawiła mu Astrid nie przychodził do jej biura, lecz wiedziała że już kilkanaście razy pytał się prezesa jak sobie radzi. Zostawiła auto na parkingu i powlokła się na góre. Kiedy otworzyła drzwi o mało nie udusił jej zapach spalenizny. W całym mieszkaniu było pełno dymu. Rzuciła torebkę na podłogę i zaczęła spazmatycznie kaszleć. - Tato ?! Gdzie jesteś ? - starała się krzyknąć poprzez opary dymu które torowały jej drogę do salonu.- Mam zadzwonić po straż pożarną ? - spytała zastając Jurgena w kuchni mocującego się z piekarnikiem.
-Bardzo śmiesznie... hahaha – oznajmił wycierając sobie okulary. - Chciałem zrobić kolacje. Przecież wiem że nawet nie masz czasu pożądnie zjeść tak długo pracujesz. - wyjął całkowicie spaloną lasagnie i postawił ją na stole przed Astrid. - A twoja matka jest gotowa mnie oskalpować gdy dowie się że cię głodze. - usiadł przy stole,a ona machinalnie wstała podchodząc do okna i je otwierając. - Przecież ty nie umiesz gotować tato. - stwierdziła opierając się o blat. - Mogłeś zadzwonić, zamówiłabym coś na wynos. - Chrząknęła wymownie.-... a tak zmarnowałeś tylko swój cenny czas. - powiedziała chłodno. Ojciec wstał i podszedł do niej na tyle blisko że mogła zobaczyć swoje odbicie w jego zielonych tęczówkach.
-Czas spędzony z tobą nigdy nie jest zmarnowany... zapamiętaj to. - oznajmił świdrując ją wzrokiem. - Nie chcę żeby między nami tak było już zawsze. - powiedział.
-"Tak" to znaczy jak ? - spytała tym samym tonem. Jurgen zaśmiał się znienacka.
-Chodzi mi tylko o to, żeby nasze rozmowy przestały być takie wyuczone i sztywne.- poprosił odsuwając się od Astrid. Spuściła wzrok zawstydzona. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Po dłuższej chwili wydukała :
-Daj mi po prostu trochę czasu, postaram się zrobić co w mojej mocy. To wszystko nie jest dla mnie tak łatwie jak jest dla ciebie. - westchnęła sięgając po telefon. - Zamówię nam pizze. Ty w tym czasie wyrzuć to... - zawahała się patrząc na potrawe. -... co ugotowałeś.- dokończyła wywracając oczami.
Przebrała się w swój ulubiony dres po czym dołączyła do ojca , który próbował posprzątać bałagan, który opanował ich całą kuchnie. Sprzątali w całkowitej ciszy. Im obojgu było to na rękę. Od czasu do czasu przyłapywali się nawzajem na patrzeniu się na siebie. Starała się wtedy uśmiechnąć do ojca. Niewerbalnie przekazać mu że wszystko się ułoży, powoli przyzwyczają się do siebie. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jurgen rzucił ścierkę w kąt i ruzył otworzyć drzwi. Astrid nawet nie zdawała sobie sprawy jaka była głodna. Postanowiła że przystopuję z pracą, inaczej bez wątpienia skończy na OIOM-ie pod kroplówką. Skończywszy jeść, wytarła usta serwetką i odezwała się do ojca.
- Idziesz jutro na ten bankiet ? - spytała. Bankiet był organizowany co roku przed otwarciem sezonu. Był to czas dla nowych piłkarzy na zapoznanie się z szefostwem i innymi. Astrid oczywiście też była zaproszona. Wbrew pozorom czuła się całkiem komfortowo na tego typu imprezach. Szkoda tylko, że Dieter nie będzie tam razem z nią. Jedyne czego się bała to tego, że nie zna jeszcze nikogo z drużyny. Nie miała w Dortmundzie oprócz ojca nikogo. Żadnej przyjaciółki czy nawet psa.
Oczywiście. - przewrócił oczami. - Jak mógłbym przegapić taką impreze. - zaśmiał się. - Szkoda tylko, że nie mogę przedstawić wszystkim mojej wspaniałej córki. - dodał cicho spuszczając oczy niczym małe dziecko.
= Przecież wiesz, że tak jest lepiej dla nas obojga. - zaznaczyła sprzątając ze stołu. - Nikt mi nie zarzuci, że dostałam te pracę przez znajomości. - stwierdziła pewnie, wracając do kuchni.
- Maleńka... ale przecież obojem dobrze wiemy że tak właśnie było... - popatrzył na mnie uśmiechając się szelmowsko. Oblała się rumieńcem. Nie wiedziała co ma mu w tym momencie odpowiedzieć, więc zrobiła to co zawsze robi w kłopotliwych sytuacjach. Odwróciła się na pięcie i wyszła do swojego pokoju. Padła na swoje łóżko, włączyła jedną ze smętnych piosenek Rihanny, których Dieter tak bardzo nienawidził i rozpłakała się na dobre. Dlaczego nie może mieć normalnej rodziny ? Mieć masy przyjaciół i przystojnego chłopaka, który poleciałby na to, że jej ojciec jest trenerem Borussi ? Dlaczego życie daje jednym tak dużo, a drugich pozostawia z kompletnie niczym ? Udawała że nie słyszy kiedy wszedł. Podniosła się na łokciach i spojrzała na niego. Znowu przyszedł z jakimś prezentem na przeprosiny.
- Nie potrzebuję od ciebie więcej prezentów. Wystarczy abyś przestał mi przypominać że jestem tak głupia że nawet nie potrafie sobie załatwić pracy. - parsknęła patrząc mu wymownie w oczy. Ojciec zdawał się tego nie słyszeć. Zostawił zawiniętą paczuszczkę na komodzie.
- Kupiłem to na kilka tygodni temu na pchlim targu. Przeczytałem i pomyślałem że ci się spodoba. Miałem dać ci wcześniej ale byłaś zaaferowana czymś innym. - oznajmił.
- Mógłbyś już wyjsć ? - spytała chłodno. Nie odwróciła się póki nie usłyszała zamykania drzwi. Przekręciła się na drugi bok. Wzięła do ręki paczkę i szybkim ruchem rozdarła papier. Ciekawość wygrała z dumą. Jej oczom ukazała się książka. Nie za gruba.
- Erzählung für einen Freund " - przeczytała cicho. Nie znała autorki. Po nazwisku domyśliła się że pochodzi ze wschodu. Może Rosjanka ? Otworzyła książkę i zaczęła czytać pierwszy wiersz. Nim się zorientowała zdążyła zasnąć.

1 komentarz:

  1. Przykro mi, gdy czytam o takich relacjach w rodzinie. Szkoda, że Jurgen zamiast normalnie przeprosić daje prezenty. Nic nie zastąpi słowa "przepraszam". A bez niego trudno jest tak naprawdę wybaczyć.
    Astrid wszystko się ułoży, jestem tego pewna.
    Czekam na nowości.
    nigdynieopuszczaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń