Liz Lawrence ~ When I Was Younger
Życie w
Dortmundzie w niczym nie przypominało jej życia w Berlinie. Tutaj,
chyba po raz pierwszy poczuła się dorosła. Podobało się jej
uczucie tego, że była niezbędnym pierwiastkiem w całej machinie
klubu. Minął dokładnie tydzień od jej przyjazdu. Formalnie sezon
jeszcze się nie zaczął jednak Astrid niemal od razu zaczęła
prace. Dostała bardzo przytulne biuro niedaleko kierownictwa. Od
rana do wieczora starała się uporządkować wszystkie dane, akta i
dokumenty, które zostały pozostawione przez jej poprzednika w
zupełnym nieporządku. Właściwie było jej nawet na rękę, że
spędza mało czasu w domu. Na razie mieszka z ojcem, ponieważ nie
załatwiła jeszcze wszystkich formalności dotyczących jej
służbowego mieszkania. Atmosfera w domu jest często po prostu
niezręczna. Okazało się że tematy na które Astrid i jej ojciec
zazwyczaj rozmawiali po tygodniu zdążyły się wyczerpać.
Dziewczyna zerknęła na zegar stojący na jej biurku. Dochodziła
22. Była oprócz ochrony zapewne ostatnią osobą w budynku.
Przetarła oczy ze zmęczenia, zebrała swoje rzeczy i wyłączywszy
światło udała się do wyjścia. Po drodze pozdrowiła jeszcze
Franka – dozorce, który obdarzał ją szczerym uśmiechem od kiedy
po raz pierwszy przekoroczyła próg tego budynku. Opatuliła się
szczelnie beżowym trenczem po czym wsiadła do swojego
samochodu.Kolejnym plusem wracania do domu o tak późnej porze było
to, że praktycznie w całym mieście nie było już korków. Mało
ją obchodziło, że niektórzy w pracy uważali ją za młodą
pracoholiczkę i pedantkę. Ojciec sumiennie kierując się
wytycznymi, jakie postawiła mu Astrid nie przychodził do jej biura,
lecz wiedziała że już kilkanaście razy pytał się prezesa jak
sobie radzi. Zostawiła auto na parkingu i powlokła się na góre.
Kiedy otworzyła drzwi o mało nie udusił jej zapach spalenizny. W
całym mieszkaniu było pełno dymu. Rzuciła torebkę na podłogę i
zaczęła spazmatycznie kaszleć. - Tato ?! Gdzie jesteś ? - starała
się krzyknąć poprzez opary dymu które torowały jej drogę do
salonu.- Mam zadzwonić po straż pożarną ? - spytała zastając
Jurgena w kuchni mocującego się z piekarnikiem.
-Bardzo
śmiesznie... hahaha – oznajmił
wycierając sobie okulary. - Chciałem zrobić kolacje. Przecież
wiem że nawet nie masz czasu pożądnie zjeść tak długo
pracujesz. - wyjął całkowicie spaloną lasagnie i postawił ją na
stole przed Astrid. - A twoja matka jest gotowa mnie oskalpować gdy
dowie się że cię głodze. - usiadł przy stole,a ona machinalnie
wstała podchodząc do okna i je otwierając. - Przecież ty nie
umiesz gotować tato. - stwierdziła opierając się o blat. - Mogłeś
zadzwonić, zamówiłabym coś na wynos. - Chrząknęła
wymownie.-... a tak zmarnowałeś tylko swój cenny czas. -
powiedziała chłodno. Ojciec wstał i podszedł do niej na tyle
blisko że mogła zobaczyć swoje odbicie w jego zielonych
tęczówkach.
-Czas
spędzony z tobą nigdy nie jest zmarnowany... zapamiętaj to. -
oznajmił świdrując ją wzrokiem. - Nie chcę żeby między nami
tak było już zawsze. - powiedział.
-"Tak" to znaczy jak ? -
spytała tym samym tonem. Jurgen zaśmiał się znienacka.
-Chodzi mi tylko o to, żeby nasze
rozmowy przestały być takie wyuczone i sztywne.- poprosił
odsuwając się od Astrid. Spuściła wzrok zawstydzona. Nie
wiedziała co ma mu powiedzieć. Po dłuższej chwili wydukała :
-Daj mi po prostu trochę czasu,
postaram się zrobić co w mojej mocy. To wszystko nie jest dla mnie
tak łatwie jak jest dla ciebie. - westchnęła sięgając po
telefon. - Zamówię nam pizze. Ty w tym czasie wyrzuć to... -
zawahała się patrząc na potrawe. -... co ugotowałeś.-
dokończyła wywracając oczami.
Przebrała się w swój ulubiony
dres po czym dołączyła do ojca , który próbował posprzątać
bałagan, który opanował ich całą kuchnie. Sprzątali w
całkowitej ciszy. Im obojgu było to na rękę. Od czasu do czasu
przyłapywali się nawzajem na patrzeniu się na siebie. Starała się
wtedy uśmiechnąć do ojca. Niewerbalnie przekazać mu że wszystko
się ułoży, powoli przyzwyczają się do siebie. Wtedy zadzwonił
dzwonek do drzwi. Jurgen rzucił ścierkę w kąt i ruzył otworzyć
drzwi. Astrid nawet nie zdawała sobie sprawy jaka była głodna.
Postanowiła że przystopuję z pracą, inaczej bez wątpienia
skończy na OIOM-ie pod kroplówką. Skończywszy jeść, wytarła
usta serwetką i odezwała się do ojca.
- Idziesz jutro na ten bankiet ? -
spytała. Bankiet był organizowany co roku przed otwarciem sezonu.
Był to czas dla nowych piłkarzy na zapoznanie się z szefostwem i
innymi. Astrid oczywiście też była zaproszona. Wbrew pozorom czuła
się całkiem komfortowo na tego typu imprezach. Szkoda tylko, że
Dieter nie będzie tam razem z nią. Jedyne czego się bała to tego,
że nie zna jeszcze nikogo z drużyny. Nie miała w Dortmundzie
oprócz ojca nikogo. Żadnej przyjaciółki czy nawet psa.
Oczywiście. - przewrócił oczami. -
Jak mógłbym przegapić taką impreze. - zaśmiał się. - Szkoda
tylko, że nie mogę przedstawić wszystkim mojej wspaniałej córki.
- dodał cicho spuszczając oczy niczym małe dziecko.
= Przecież wiesz, że tak jest lepiej
dla nas obojga. - zaznaczyła sprzątając ze stołu. - Nikt mi nie
zarzuci, że dostałam te pracę przez znajomości. - stwierdziła
pewnie, wracając do kuchni.
- Maleńka... ale przecież obojem
dobrze wiemy że tak właśnie było... - popatrzył na mnie
uśmiechając się szelmowsko. Oblała się rumieńcem. Nie wiedziała
co ma mu w tym momencie odpowiedzieć, więc zrobiła to co zawsze
robi w kłopotliwych sytuacjach. Odwróciła się na pięcie i wyszła
do swojego pokoju. Padła na swoje łóżko, włączyła jedną ze
smętnych piosenek Rihanny, których Dieter tak bardzo nienawidził i
rozpłakała się na dobre. Dlaczego nie może mieć normalnej
rodziny ? Mieć masy przyjaciół i przystojnego chłopaka, który
poleciałby na to, że jej ojciec jest trenerem Borussi ? Dlaczego
życie daje jednym tak dużo, a drugich pozostawia z kompletnie
niczym ? Udawała że nie słyszy kiedy wszedł. Podniosła się na
łokciach i spojrzała na niego. Znowu przyszedł z jakimś prezentem
na przeprosiny.
- Nie potrzebuję od ciebie więcej
prezentów. Wystarczy abyś przestał mi przypominać że jestem tak
głupia że nawet nie potrafie sobie załatwić pracy. - parsknęła
patrząc mu wymownie w oczy. Ojciec zdawał się tego nie słyszeć.
Zostawił zawiniętą paczuszczkę na komodzie.
- Kupiłem to na kilka tygodni temu na
pchlim targu. Przeczytałem i pomyślałem że ci się spodoba.
Miałem dać ci wcześniej ale byłaś zaaferowana czymś innym. -
oznajmił.
- Mógłbyś już wyjsć ? - spytała
chłodno. Nie odwróciła się póki nie usłyszała zamykania drzwi.
Przekręciła się na drugi bok. Wzięła do ręki paczkę i szybkim
ruchem rozdarła papier. Ciekawość wygrała z dumą. Jej oczom
ukazała się książka. Nie za gruba.
- Erzählung für einen
Freund " - przeczytała cicho. Nie znała autorki. Po
nazwisku domyśliła się że pochodzi ze wschodu. Może Rosjanka ?
Otworzyła książkę i zaczęła czytać pierwszy wiersz. Nim się
zorientowała zdążyła zasnąć.
Przykro mi, gdy czytam o takich relacjach w rodzinie. Szkoda, że Jurgen zamiast normalnie przeprosić daje prezenty. Nic nie zastąpi słowa "przepraszam". A bez niego trudno jest tak naprawdę wybaczyć.
OdpowiedzUsuńAstrid wszystko się ułoży, jestem tego pewna.
Czekam na nowości.
nigdynieopuszczaj.blogspot.com